poniedziałek, 2 marca 2015

Soundgarden - Down on the Upside (1996)




Każdy album Soundgarden jest dla mnie wyjątkowy, na swój charakterystyczny sposób oryginalny i kompletny. Różną drogą byłem prowadzony do tego rodzaju wniosku, bo kiedy Superunknown i Badmotorfinger od startu przekonywały i z impetem do kategorii największych albumów rocka w moim osobistym rankingu wchodziły, to Down on the Upside tym wcześniej pokonanym szlakiem nie szedł. Znaczy zawartość albumu tuż po premierze często w moim kaseciaku (cholera to tak odległe czasy) gościła, niejako nie dlatego, że przebojowy sznyt mnie zniewalał. Ten częsty odsłuch spowodowany był niepokojem, ze Soundgarden mnie tym razem zawiedli i uparcie go katując muszę odnaleźć na tym krążku to coś, co poczucia rozczarowania oszczędzi. Molestowałem go konsekwentnie i po części zakładany cel osiągnąłem, jednak w porównaniu do wcześniejszych produkcji ekipy Cornella za sprawą Down on the Uspide w przeciągu roku czy dwóch nie sięgnęli pułapu oddania jakim Superunknown czy Badmotorfinger otaczałem. Musiało minąć jeszcze kilka lat, potrzebowałem dryfu w różnych stylistycznych kierunkach, nabrania doświadczenia i ogłady, pokory jaka u nasto czy dwudziestolatka jeszcze rzadka, by w pełni docenić fenomen tej płyty. Aby zrozumieć powód takiej mojej po części bezradności i nieprzygotowania do odbioru tych fenomenalnych nut. Teraz już od jakiegoś czasu wyraźnie widzę, że grając tutaj prościej, czasem wręcz bezpośrednio i mniej chwytliwie, paradoksalnie uzyskali efekt zdecydowanie szerszej przestrzeni, a numery stały się pełniejsze poprzez rozmycie dźwiękowej faktury. To był wtedy odważny krok i emanacja dojrzałości twórczej, która naturalnie we wnętrzach tak utalentowanych i wrażliwych muzyków wzrastała. Słucham teraz tego albumu jako nierozerwalnej, perfekcyjnie spiętej całości. Numery żyją własnym życiem, ale w pełnej symbiozie emanują trudno definiowalną magią, hipnotyzują i magnetyzmem zniewalają. To pasjonująca przygoda, wyprawa w świat dźwięków, który za każdym razem czegoś nowego i wyjątkowego mojej muzycznej wrażliwości dostarcza. Chyle czoła i swoje wieczne oddanie deklaruje - niech się sączą te nuty i rozkosz przynoszą!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj