poniedziałek, 14 grudnia 2015

Life of Pi / Życie Pi (2012) - Ang Lee




Pierwszy plan to koncertowa robota operatora, urokliwe lokacje, barwne kadry i dynamiczne ujęcia. Wizualny przepych dominuje, a wtórują mu sztuczki spod ręki speca od efektów specjalnych. Daje to spektakularny efekt wynikający z natężenia bodźców wzrokowych i plastycznie jest dla widza niezwykle atrakcyjne. Ale to tylko fasada, takie „szoł” dla oka, które skrywa pod tym malowniczym anturażem drugi plan. Ten właściwy, czyli głęboko filozoficzną przypowieść. Jej jądrem człowiek i jego potrzeba poszukiwania transcendencji. Bytów pod postaciami bóstw i tej odwiecznej konfrontacji racjonalizmu z religijnością, starcia „ja wierzę” z „ja nie wierzę”. Dwie historie zaproponowane – ta podkolorowana i ta bez kosmetyki. Pytanie którą wybierasz zadane i odpowiedź uzyskana, która sugestywnie fenomen wiary wyjaśnia. Możesz dla potrzeby ducha uwierzyć w niezrozumiałe lub po gruncie twardo stąpając pogodzić się z prozaicznością życia. To ty decydujesz co dostrzeżesz i co przed tobą pozostanie ukryte. Nie udowodnisz istnienia Boga, bo wiara to przeświadczenie bez niepodważalnych dowodów. Tyle, że łatwiej się chyba żyje gdy wyobraźnia hiperaktywna. Podobno – chyba? :)  

P.S. I to wszystko co powyżej napisane to prawda, cała prawda i tylko najprawdziwsza prawda. Byłby zachwyt bezgraniczny gdyby nie ten moralizatorski ton i zbyt neonowe sztuczki wizualne. Rozumiem, taka koncepcja twórców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj