Kiedy Undertow jeszcze dosyć był
surowy, odrobinę skażony wpływem debiutanckiej epki, tak Ænima to w pełni
dojrzała produkcja zarówno kompozycyjnie jak i brzmieniowo. Sound czytelny i na
tyle długowieczny, że po upływie dwóch dekad pozostaje względnie aktualny.
Spójność w obrębie produkcji i specyfiki kompozycji, to zdecydowanie czołowy
atut krążka, bo ponadczasowość dźwięków kreowanych przez ekipę Toola wspierana
jest przez trafnie ukręcone brzmienie. Album jest odpowiednio czytelny i
jednocześnie przesiąknięty gęstą, mroczną i duszną atmosferą. Formalna konstrukcja krążka nie powoduje przesytu czy dominacji jednej formuły - ten
potencjalny monolit złożony z numerów kluczowych (Stinkfist, Eulogy, H, Forty
Six & 2, Hooker with Penis, Jimmy, Pushit i Ænima) jest z wyczuciem przełamywany miniaturkami o różnorodnej
proweniencji. W tekstach jest do bólu poważnie i zarazem z dystansem przewrotnie,
muzycznie zaś mozolnie rozwijane tematy dążą do punktów kulminacyjnych gdzie erupcja napięcia następuje. W tej rockowej formule
opartej na podstawowym instrumentarium czuć chłód industrialu, lecz nie wynika
on z użycia wyłącznie wspomagającej elektroniki, tylko kreowaniu
odhumanizowanego klimatu dzięki zręcznemu balansowaniu pomiędzy ciszą a hałasem - wszystko podporządkowane progresywnemu zacięciu i mrocznej psychodelii. Jedyne
w swoim "toolowym" rodzaju, ekscytujące i inspirujące przeżycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz