Z perspektywy czasu rok 1995 bogatym i przede wszystkim efektownym
jakościowo pod względem muzycznym był. Bo oto obok siebie kapitalnymi krążkami
sypnęli Faith No More, Down, Death czy Fear Factory. I wśród tych perełek
pewien klejnocik był mi się zapodział, przez co odkryty przeze mnie stosunkowo
niedawno został. Pochodzenie jego zaprawdę szlachetne, bo oto legendarny już
dziś Layne Staley wokalnie się w nim udzielał, plus długoletnia gitarowa
podpora Pearl Jam w osobie Mike'a McCready'ego oraz szkielet rytmiczny ze
Screaming Trees w postaci Johna Bakera Saundersa i Barretta Martina.
Dźwięki w krążku tym zaklęte miękko kołyszą, zacnie klimatyczną bluesową aurą
podszyte. Płyną równym nurtem, od czasu do czasu jedynie w kilku zaledwie
miejscach nieco surowego riffu nie oszczędzając. Pomysłów zawartych w tych
dziesięciu kompozycjach, pomimo jednolitej i zwartej konwencji na tyle pod
dostatkiem, iż wielokrotne z nimi obcowanie ani przez moment nie nuży. A sztuka
to zdecydowanie niełatwa w ogólnie wyważonej, unikającej spektakularnych
fajerwerków formie. Stąd szacunek dla twórców Above znaczący. Wrzucając do
wora po części zarówno cechy charakterystyczne swoich macierzystych formacji,
zapędy odrobinę eksperymentatorskie oraz inspiracje głęboko do korzeni bluesa
sięgające, wykreowali naturalną rozpoznawalną koncepcję, rewelacyjnie
wykorzystującą najciekawsze walory użytych składników. I żal okropnie, iż
współpraca muzyków w takiej konfiguracji na jedynie Above się zakończyła.
Gdyby bardziej sprzyjające okoliczności status równie wysoki jak debiutujących
podobnie w roku 1995 typów z Down by Mad Season współcześnie towarzyszył.
Splendor, honory i szacunek jednakowoż bez względu na krótki staż im się należy
- miejsce w historii rocka co najmniej w moim prywatnym przekonaniu kluczowe
zajmują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz