poniedziałek, 21 października 2013

Sepultura - Beneath the Remains (1989)




Będzie o ikonie, bo w sidła autobiografii Massimiliano Cavalery wpadłem, co echem ostatnio w statystyce odsłuchów klasycznych pozycji z katalogu Sepy się odbiło. Co tu dużo filozofować Schizophrenia wyważyła im drzwi do światowej metalowej pierwszej ligi, natomiast Beneath the Remains dał kopa, napęd na kolejne siedem owocnych lat w ich karierze. Był początkiem profesjonalnego progresu zakończonego z hukiem legendarnym Roots. Od pierwszych dźwięków wkręcany jestem w rodzaj furii, której składnikami wyborna intensywna  perkusyjna nawałnica wraz z gitarowym jazgotem, w kapitalnej motorycznej oprawie. Na pełnych obrotach do przodu, przez cały album, bez łapania drugiego oddechu, chwili na nabranie powietrza - tylko szalona galopada na rozjuszonym byku. Odniosę się w tym miejscu do mitu jaki wokół wczesnych lat Sepultury został wykreowany. Często z łatwością były one z kopiowaniem przede wszystkim jaśnie nam panującego Slayera utożsamiane. Moim skromnym zdaniem stawianie takiej tezy krzywdzące dla Brazylijczyków jest ze względu na zupełnie inną aurę kawałków jakie spod ich łap wychodziły. Tam temperament południowoamerykański dominuje, taki co energetyczny potencjał zdecydowanie zwiększa. A że riffów struktura podobna - może odrobinę, bo to nie tajemnica czego wtedy ci panowie słuchali, więcej jednako melodii w ich autorskim łomocie. Zatem stawianie tez powyższych w moim przekonaniu bezzasadne szczególnie z perspektywy dalszych losów czy albumów jakie Sepa wydała. Dziś chyba szybki rozwój jaki notowali budując jednoznacznie nie tylko własną oryginalną tożsamość ale i zręby dla nowego gatunku w mocnym graniu nie pozwala na nazywanie ich epigonami. Szacunek jest im zatem należny za tworzenie ówcześnie autorskiego sznytu, a precyzyjniej ujmując fundamentu dla dalszego progresu, który już za dwa lata miał kolejną płytą jeszcze dosadniej podziw i entuzjazm wśród metalowej hordy wzbudzić. O tym jednak przy okazji kolejnego wpisu w temacie Sepultury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj