niedziela, 6 października 2013

Graveyard - Hisingen Blues (2011)




Kapitalne odkrycie z 2011 roku! Aż trudno w to uwierzyć, tak współcześnie też formacje grać potrafią, szczególnie te co za trendami ślepo nie podążają, w stacjach radiowych od czapy goszczą, a muzyczne "spopowiałe" (tak to się pisze?) telewizje i ich nieogarnięci przypadkowi pracownicy na wyrost dziennikarzami nazywani, ze względu na mizerny ich marketingowy potencjał z pewnością ignorować będą. Taki oto los perełek w obecnej telemarketingowej rzeczywistości, gdzie muzyka wyłącznie pełni rolę jingla dla uatrakcyjnienia towarów spod znaku muszę to mieć, bo inni to mają! Będą więc żyć sobie własnym życiem, gdzieś na marginesie mainstreamu i dotrzeć do nich zdołają jedynie pasjonaci co sami poszukiwać klejnotów w przepastnych zbiorach internetu zechcą. Ci co nie czekają aby na tacy podano, wskazano przez specjalistów public relations co też bez żalu, w tym współczesnych znaczeniu tego określenia słuchać się powinno, aby w towarzystwie lanserskich pozerów wszelakich zaistnieć. I cmoknijcie się w zady, trujcie dalej tępe umysły, zasmradzajcie je dźwiękowym kałem - ja tam mam zamiar samodzielnie decydować co w moim muzycznym świecie towarzyszyć mi będzie. I wybieram ja szlachetnego rocka na klasycznych fundamentach, gdzie wyjątkowa riffowa maestria króluje, pulsujący rytmicznie szkielet do dwóch topornych bitów się nie ogranicza, a wokalista zamiast sztuczną manieryczną lalą z pełnym makijażem, pasjonatem jest głęboko w przeżywanie nut zaangażowanym. Wszystko to, w ostatnim czasie przynajmniej ze zdwojoną siłą zaoferowali mi ci retro Szwedzi. Cudownie szczerą woń bluesa, sięgającą prekursorów z początków ubiegłego stulecia, namacalnie równocześnie muśniętą aurą przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Autentyczną podróż do czasów kiedy muzyka głębszą rolę w życiu odgrywała, posiadała wartość, a winylowe krążki w których zatopiona niemal jak relikwie traktowano. Ja oddany Graveyard niewolnik bije pokłony intensywne przed tym dziełem, opętany jego magią, wrażliwy na żar i emocje w tych dźwiękach zawarte. Tupiąc jednocześnie nóżką rytmicznie, bioderkami i szyjką wywijając, radość swą manifestuje na dzisiaj bogatszy już w kolejną rasową produkcje cmentarzyska, że w tej fasadowej teraźniejszej rzeczywistości można jeszcze na prawdziwą prosto z serducha graną sztukę trafić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj