wtorek, 22 października 2013

Sepultura - Arise (1991)




Poszli Brazylijczycy za ciosem, kontrakt z molochem w branży metalowej jakim Roadrunner Records się stawał, stopniowo wypełniając. Drugi krążek dla wytwórni Monte Connera bezsprzecznie udowadnia, że w miejscu stać nie zamierzali, odcinając kupony od względnie już sporej popularności. Łącząc charakterystyczne dominujące riffy i gwałtowną galopadę napędzaną siłą uderzeń Iggora Cavalery z masywnym groovem miażdżącego ciężaru efekt żywiołu skutecznie uzyskali. Arise to z perspektywy czasu jednocześnie idealne rozwinięcie pomysłów z Beneath the Remains i trwały fundament dla kolejnego etapu ewolucji jaki na Chaos A.D. zaliczyli. Nie ma co jednak „rżnąć głupa”, że po Arise, a precyzyjnie ujmując po Chaos A.D. nadal jedynie z brawurowym thrash deathem mogli być identyfikowani. To już zupełnie inne gatunkowe ramy ich wkręciły, a jedynym prócz doskonałego firmowego wokalu Maxa wspólnym mianownikiem był klimat tak różny od tego co ówcześnie im podobne formacje z Europy czy Stanów Zjednoczonych robiły. Choć dzisiaj thrash nie porywa mnie tak intensywnie jak to drzewiej bywało, trójka i czwórka z dyskografii grobowca obok kilku klasycznych albumów Slayera, Testamentu, Pantery czy  z rzadka intrygujących współczesnych nowalijek, stanowi wyjątek od tej reguły. Pełna wzlotów i upadków kariera ekscentrycznego Maxa wciąż funkcjonuje w centrum mojego zainteresowania. Nie istotne czy to w formie Cavalera Conspiracy czy Soulfly – zawsze, a szczególnie w ostatnich latach znajduje w tym co gość ten komponuje cechy silnie z riffową zawieruchą z tych legendarnych krążków kojarzone. Ale o tym to w detalach już kiedyś przy okazji współczesnych prac ekscentrycznego Maxa pisałem i pewnie jeszcze kilkukrotnie mi się to zrobić zdarzy. Wszak równie płodnego typa w kwestii studyjnej jak on ze świecą szukać! Szkoda jedynie, iż wraz z ilością, czasem jakość w parze iść nie chce o czym tegoroczny Savages dobitnie mi przypomniał.

P.S. Tak wiem z ostatnich dwóch postów jasno wynika, że dla mnie Sepa skończyła się na Roots. Nic tego już w stanie nie jest zmienić póki za mikrofonem kolos z tym drażniącym niestrawnym dla mnie rykiem nadal tkwił będzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj