poniedziałek, 18 października 2021

Antimatter - Fear Of A Unique Identity (2012)

 


Trzy startowe krążki Antimatter (Savoiur, Lights Out i Planetary Confinement), to były albumy poszukujące. One były płytami na których połączone siły Micka Mossa i byłego basisty/klawiszowca Anathemy w osobie Duncana Pattersona eksplorowały tereny akustycznego gotyku i trip-hopu. Po opuszczeniu składu przez Pattersona (dopiszę, że trójka chyba była zbyt już kompromisowa), Moss całą naprzód poszedł (Leaving Eden) w kierunku progresywnego post rocka, którego łączności z poprzednim stylem można doszukać się wyłącznie w szczątkowym gotyckim klimacie, akustyce brzmienia i odrobinie elektroniki. Natomiast będący w tym miejscu tematem nawijki drugi materiał nowego stylistycznego wcielenia, to taki jak myślę właśnie pod względem klimatu najbardziej naturalny pomost pomiędzy erą zakończoną na Planetary Confinement, a "świeżym" otwarciem rozpoczętym za sprawą Leaving Eden. Tak to maksymalnie subiektywnie czuję, pomimo bezdyskusyjnego faktu, że akustycznego plumkania które dominuje na Planetary jest więcej na Leaving niż Fear i stąd paradoksalnie wbrew temu powyższemu wywodzi się moje przekonanie, że piątka z czwórką zamieniona, akurat lepiej odzwierciedlałaby ewolucję muzyki Antimatter. W momencie wydania nie została przyjęta "na kolanach" i dzisiaj konfrontowana z  zawartością swojej poprzedniczki wciąż odrobinę rozczarowuje, stanowiąc oczywiście szczery emocjonalny przekaz, lecz pod względem czysto muzycznym nie zaspokajając rozbudzonych apetytów - nie proponując bowiem kompozycji tak wyrazistych jak te z albumu z 2007-ego roku. Ponadto jej mroczniejszy charakter zasadza się na jeszcze większym dźwiękowym przygnębieniu, korzystaniu w kilku numerach z niemal doomowego tempa, ale też poniekąd na inspiracjach surowym brytyjskim rockiem z lat 80-tych. Może to mylne przeświadczenie i tym bardziej zaskakująca teza z którą nie mógłby się Mick Moss zgodzić, bo świadomie tych naleciałości do kompozycji z Fear Of A Unique Identity nie inkorporował. Ale może też przyznałby, że podświadomie na brzmienie powyższej, te wymienione tutaj skojarzenia wpływ mieć mogły. Gdyż raz - to najbardziej dołujący album Antimatter. Dwa - to najbardziej surowo wyprodukowany album Antimatter oraz trzy - to też najbardziej (w kilku numerach) mechanicznie brzmiący album Antimatter. Ale akurat tego od kierownika tego zamieszania się nie dowiem, bo nie będzie pewnie ku temu sprzyjających okoliczności. 

P.S. Tak sobie teraz żongluję płytami Antimatter i może Fear ustawiłbym po Lights, a dalej umieściłbym Planetary i Leaving. A może jeszcze inaczej? Nie mam co do tego cholera pewności! :) Nie podlega tylko relatywizmowi, że na dwóch startowych krążkach, to zupełnie różny od reszty band i że od dwóch płyt Antimatter ewoluuje w kierunku, hmmm... znaczy płynie tak, że dyskusji nie wywołuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj