poniedziałek, 4 października 2021

Mundanus Imperium - The Spectral Spheres Coronation (1999)

 


To będzie tekst zarówno o pewnym zapomnianym zespole, jak i zjawisku na metalowej scenie, które też zniknęło w mrokach przeszłości. Pierwsi bohaterowie mam pewność już w tym składzie i pod tym szyldem nie powrócą, drugie zaś, kto wie, czy historia jak to ma w zwyczaju koła nie zatoczy i kiedyś sprowadzony do fiksacji jedynie muzycznych zawiasów, więc ograniczony boom na ten dzisiaj całkowicie niestrawny trend nie powróci. Dla kumatych to jasne o czym nieco tajemniczo nawijam, dla innych temat zagadka, więc krótko przybliżam, że najtisy to nie tylko na starcie na linii siarczysty death - surowy black i w kontrze wpierw gotycki doom, a potem gotycka symfonia oraz u kresu dekady odrodzenie motorycznego thrashu czy nawet klasycznego heavy, ale też dość niszowe, bo (he he) elitarne awangardowe granie wypełnione gęsto dźwiękami z parapetu i często niemiłosierne zawodzenie para operowe młodych mężczyzn w dość kuriozalnie wyrafinowanych strojach. :) Żarty żartami, ale ogólnie sprawa jest godna powagi i nie ma co sobie drwić, bowiem trzeba przyznać że owi muzycy ambicję posiadali, wyobraźni muzycznej nie można by im odmówić, a instrumentalne umiejętności warsztatowe, to często był ich najbardziej trwały i rokujący walor. Pije tu teraz do na przykład ikonicznego Arcturus i szczególnie do płyty legendy czyli La Masquerade Infernale, a robię to nieprzypadkowo przy okazji przypomnienia o istnieniu ansamblu zwanego Mundanus Imperium, bowiem nawet taki przygłuchy i zaawansowany już wiekowo fan sceny metalowej sprzed trzech dekad słyszy, że pomysł i realizacja jego w stylistycznej formule może nie bliźniacza ale bardzo zbieżna. Napisze więcej - napiszę, iż odrzucając wokalną estetykę, to obok Mundanus Imperium z jego jedynym zrealizowanym długograjem śmiało obok na tej samej półce zestawiam Covenant z Nexus Polaris i nie obawiam się argumentów, które by moje odczucia w sensie wiarygodności mogły podważyć, a wokalne możliwości Jorna Lande uznaję za niesamowity potencjał The Spectral Spheres Coronation. Niestety (albo stety) Pan Jorn poszedł w te mańkę w jaką wszyscy chyba mu sugerowali, bo określanie jego barwy tak wyborną jak Davida Coverdale'a, najpierw pchnęły go w objęcia power/heavy weteranów z Helloween, którzy w części swój macierzysty okręt opuszczając założyli w swoim czasie potężny Masterplan, a wkrótce wspomniany (tak, uważam że genialny śpiewak) poszedł na swoje i zaczął zagrzebywać się już kompletnie w klasycznym hard rocku w solowym projekcie - o czym przy innej może kiedyś naturalnie okazji. Dzisiaj i w tym długim akapicie dopiszę tylko, że Mundanus Imperium tak szybko jak się pojawił tak szybko ze sceny wyparował i nie są mi znane bliżej okoliczności tego tajemniczego zniknięcia. Szkoda, bo pomimo wszystkiego co o estetyce w jakiej swoje pokręcone tunele drążył powyżej napisałem, to ja się wówczas graniem Norwegów bardzo interesowałem, jak i spore grono ówczesnych muzycznych pismaków określało częstokroć debiutancki materiał jako "genialny" lub nawet jako "perełkę". Pewnie zadziałał efekt zaskoczenia, gdyż nikt tak nie łączył klasycznych hard'n'heavy zaśpiewów z progresywno-psychodelicznymi i kosmiczno-orkiestracyjnymi przestrzeniami i jeśli jest to jak wspomniałem jakiś rodzaj naśladownictwa ("barokowe" klawisze Arcturus, Covenant), to jednak nie ma w tym tzw. kopiuj/wklej i topornej aranżacyjnej wtórności, o czym najdobitniej świadczy kapitalny cover Rainbow. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj