Widziałem wcześniej kilkakrotnie zwiastun i już wówczas mogłem poczuć wątpliwości, czy aby szumne dystrybutora zapowiedzi zostaną podczas projekcji spełnione, gdyż energii w nim opór i dynamika montażowa ponad wszystko, a ja do fanów teledyskowej formy w filmie raczej nie należę, tak jak kiedy wciska mi się skutecznie gigantyczne oczekiwania, tak naturalnie załącza się na tryb szukania dziury w całym moje krytyczne spostrzeganie. Intuicja mi poniekąd modelowo podpowiadała, że jak film pędzi, to po wątkach tylko przemyka, niby zaliczając kolejne założone cele dla oczu widowiskowo, lecz zarazem nie dając szans na głębsze spenetrowanie obszaru za sobą pozostawionego. Prawie trzy godziny gonitwy w praktyce okazało się dość męczące - obserwacji podjętej próby przełożenia na język filmu teorii wydarzeń istotnych, przełomowych, decydujących o kolejach losu w praktyce. Zbiegach okoliczności, sytuacjach krytycznych., które o mnożeniu życiowych zakrętów przesądzają - formatywnych nieświadomych doświadczeniach, decyzjach podejmowanych pod wpływem emocji i stanu przesiąkniętego naiwną niedojrzałością, który konsekwencje przykre determinuje. Bywał poza tym często tak na siłę artystyczny, że aż pretensjonalny, ale zawierał w sobie też sceny totalnie poruszające i posiadające głęboko sugestywny wydźwięk, więc jakbym nie napisał, iż miotały mną mieszane uczucia, to nie oddałbym bez tych szablonowych słów istoty doznań. Podzielony na dwa rozdziały i obsadzony z racji rozpiętości akcji w czasie przez wielu aktorów grających tą samą rolę, nie został na szczęście położony w międzyczasie jakąś wybitnie słabą rolą, a nawet miewałem wrażenie, iż aktorzy młodzi wypadli lepiej od bardziej powściągliwych wiekowo dojrzalszych, a sama konstrukcja oparta na wyświechtanych wzorcach broniła się szczególnie sentymentalną muzyczną podbudową i na koniec szczwanie zaskakującym finałem. Jednako w sumie najlepsze, bo mięsne kino zrobiło się w drugiej połowie, gdy miałem wrażenie, iż kończy się ambitne puszenie, a zaczyna srogi łomot. Tyle że wyłącznie połowicznie, bowiem ostatecznie obie odsłony żonglowały podobnymi walorami i wadami, żeniąc quasi biograficzny dramat społeczny z nowocześnie podanym kinem akcji, bez użycia spoiwa zapewniającego aranż wyjątkowo spójny. Być może kiedy już Beating Hearts się uleżał i zważyłem go w sobie, to trudno mi nie uznać, że był bardzo dojrzałą opowieścią o czymś naprawdę ważnym, a mimo to uprę się, iż zabrakło mu lekkości realizacyjnej i narracyjnej swobody, bowiem to co mierzi przez cały seans to parada powtarzalności, w sensie wykorzystania na zasadzie nieco gorączkowo bałaganiarskiej akcydentalności, w niestety nadmiarowo przesadzonym czasowo wymiarze myślę wszystkich klisz możliwych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz