Etanol, odurzający i uspokajający - łagodzi niepokoje, odpręża, dystansuje, pomaga w radzeniu sobie z sytuacjami stresowymi, więc tylko chwalić i stosować, gdyby nie!!! Dlatego film Nory Fingscheidt to nie ciągła, nakręcona impreza pod wpływem, a merytorycznie anty alko przestroga i zaskakująco przekonująca w roli zmagającej się z problemem młodej kobiety gdzieś na wietrznych Orkadach Saoirse Ronan. Kto by przypuszczał że ona do takiej roli się wpasuje i w bardzo złożony sposób odda niuanse uzależnienia, bo jej dotychczasowe role zasadniczo nie zwiastowały takiego ostrego skrętu z Alei Dobrze wychowanej panienki, w zaułek pogrążonej w UDRĘCE buntowniczki - pamiętam była też w międzyczasie Lady Bird. Konstrukcja The Outrun oparta została na retrospekcjach - snujących niejako historię Rony i jej drogi do udręki i z udręką się siłowania. Brak tutaj postępującej równo w przedziale czasowym narracji, toteż dramatyzm w sensie kulminacji wkracza na ekran znienacka, a sama ona (narracja) ma oblicze korzystania jakby z dziennika, pamiętnika i zawartych w nim cytatów, według chronologii na potrzeby uzyskania autentycznego wrażenia skomplikowania sytuacji postaci, czy chaosu poczynań, w rozumieniu kręcenia się jej w kółko z powracającym nałogiem. Poza tym w scenariuszu trochę mitów odnośnie miejsca i natury miejscowych, naukowych encyklopedycznych wtrąceń (tak myślę bohaterka wypełnia czas, którego nie chce spędzić na topieniu smutków w butelce), ale najwięcej dzikiej przyrody i ustawicznego plątania się we własnym kłębku traum, siłowania z osobistymi demonami. Pozostaje dodać, iż film Fingscheidt (ostatnio mocny Systemsprenger) jest zderzeniem w kwestii wizualnej świata tejże "uzdrawiającej" odosobnieniem przyrody i imprezowego stylu życia z nutą tajemnicy, bo aby docenić, trzeba się pozwolić wkręcić w koleje losu bohaterki i ponieść ciekawości, dociekając co się zdarzyło, że się ostatecznie w matni w młodości skończyło. Płynie z The Outrun niby banalna przestroga i płynie też prozaiczna mądrość i ja potrafię, mimo iż nie było łatwo po raz enty takie kino, jeśli nie jest nazbyt dosłowne właściwie ocenić, podkreślając jednak jakoby mnie najbardziej ciężko jednak było przed projekcją wyobrazić sobie Saoirse jako alkoholiczkę, a teraz dzięki jej udanemu przeobrażeniu nie mam już z tym problemu. Tak dziewczyna dobrze wypadła i przynajmniej ja po seansie problemu już nie mam! To jest kino smętne i to jest bolesne kino, ma ono też silny wydźwięk ostrzegający. Może nie błyska niczym brutalna krwistą czerwonością pulsująca lampa, ale stanowi porządną w gatunku społeczno-psychologicznym rzecz surowo uwrażliwiającą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz