sobota, 3 października 2015

Youth / Młodość (2015) - Paolo Sorrentino




Spisując refleksje odnośnie najnowszej materializacji talentu Paolo Sorrentino, nie zamierzam zajmować stanowiska zbieżnego z hiper intelektualistami, jak i tym bardziej spoglądać z perspektywy prostackiej. Wybiorę naturalnie drogę pełnego autentyzmu, która zaprowadzi mnie w konkluzji do stanowiska jednoznacznego, lecz nie radykalnego. Przyznaję, iż moje postrzeganie twórczości, coby to miało znaczyć i jak wiele i niewiele zarazem miało mieć pokrycia w rzeczywistości następcy Felliniego ograniczone jest obecnie do trzech ostatnich produkcji. Must Be This Place, którą odnajduję pośród najwybitniejszych obrazów jakie dane mi było zobaczyć i La grande bellazza, czyli dzieła bez wątpienia wyjątkowego, jednako zbytnio przeintelektualizowanego i przestylizowanego. Z tego punktu widzenia oczekując premiery Młodości, życzyłem sobie mniejszego stężenia megalomani kosztem posądzenia o banał i większego natężenia wyrazistości, ze świadomym ryzykiem zaczepienia o zbytnią dosłowność - inaczej potrzebowałem od reżysera opowieści wartościowej, idealnie balansującej pomiędzy pretensjonalnością kina przesadnie artystycznego, a autentyzmem kina kreującego historię w sposób w miarę bezpośredni. To właśnie otrzymałem i nawet gdy pierwsze ujęcia raczej kierunek na sztukę dla sztuki podpowiadały, to z każdą kolejno nadchodzącą wyborną sceną aktorskiej wirtuozerii w anturażu operatorskiego kunsztu i reżyserskiej maestrii byłem pewny, iż w tym pozornym chaosie klejonych ze sobą epizodów odnajdę magię wyjątkową. Bo Młodość z każdą minutą projekcji ogromnie zyskuje, a uzyskuje ten oczekiwany efekt dzięki niepodważalnej umiejętności żonglowania przez reżysera wyszukanymi środkami stylistycznymi, by prozę życia i oklepane prawdy sugestywnie wyrazić. Wplata Sorrentino także w strukturę obrazu, pomiędzy poruszające monologi i dialogi emocjonalne liczne sarkastyczne wycieczki, ironiczne drwiny, takie nonszalanckie figle, czy grubo szyte sugestie (Paloma Faith, Maradona :)) - pomimo ryzyka z tym zabiegiem związanego, kiczu zręcznie unikając. Stąd natężone uwagi (pewnie w większości nasze, bo krytyka dla krytyki to polska specjalność), że w scenariuszu i realizacji same truizmy itd. przyjmuję z pokorą jako po części uzasadnione. Jasne, że niewiele odkrywczego w tym filmie odnajduję, jednak sposób w jaki pospolite prawdy podano robi ogromne wrażenie. Muzyka i zdjęcia tak pięknie klimat nostalgii przywołujące, interpretacja reżyserska i kreacje aktorskie bez wyjątku znakomite - prawdziwa poezja i uczta dla licznych zmysłów. Trzeba tylko by je docenić umiarkowania, a jego często brakuje zakochanym w sobie stylizowanym intelektualistom. Jak Fred Ballinger na poważnie czy ironicznie raczył stwierdzić - "Intelektualiści nie mają gustu, dlatego nigdy nie chciałem zostać intelektualistą". Chyba się z tym zgadzam.

P.S. Młodość odchodzi, czas płynie nieubłaganie i nie jesteśmy tak biologicznie czy psychologicznie zaprogramowani, że naturalnie się w tych etapach odnajdujemy i ich specyfikę rozumiemy. Trudno zaakceptować, że mniej przed nami, a za nami już prawie wszystko. Pogodzić się, że to co nas ekscytuje już nieosiągalne i znaleźć takie podniety w innych obszarach które odpowiednie dla wieku zaawansowanego będą. Pokorą się wykazać i umiejętnością przystosowania, bo przemijanie to specyficzny rodzaj survivalu, adaptacji do nowych okoliczności i specyfiki środowiska. Poddać się i może zniknąć, a może walczyć i pozostać. To w tak prostym dualizmie nie może być opisywane! Doświadczenie walorem i jednako bagażem, bo jak byłeś nikim to ten nie do powstrzymania dryf w nicość łagodniejszy. Jak przez lata pozostawałeś na szczycie to pozbawiony tej mocy spadasz proporcjonalnie do wysokości gwałtowniej. Tak się zapędziłem w tych empatią przesiąkniętych przemyśleniach, a nie mam przecież jeszcze czterdziestki. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj