czwartek, 1 października 2015

Royal Thunder - Crooked Doors (2015)




Nie ukrywam że poprzedni album ekipy z Atlanty wkręcił mi się w zwoje tak na dobre, dopiero przy okazji osłuchania się z Crooked Doors. Musiał przyjść także i sprzyjający czas dla tegorocznego albumu bo i on swoje w poczekalni gdzie tuż po premierze się znalazł chwilę przebywał. Nie wiem z obecnej perspektywy w czym tkwił problem - czy to akurat obecność za mikrofonem niewiasty i uprzedzenia w stosunku do śpiewających kobiet, a może materiał na tyle wymagający, że pierwotne pojedyncze odtworzenia nie otworzyły na tyle szeroko drzwi do mojego serca by mnie do tych dźwięków przekonać? Zastanawiające niezmiernie szczególnie, iż dzisiaj obydwie płyty Royal Thunder odsłuchuje z ogromną ekscytacją, a sam zespół uznaje za jedno z najciekawszych odkryć ostatnich trzech lat. Szkoda czasu na bezowocne tropienie powodów takiego obrotu spraw, ważna nauka płynąca z tej sytuacji została przyswojona i będzie w przyszłości w praktyce wykorzystywana - to jest istotne. Być przygotowanym na zaskakujące finały konfrontacji z albumami co pierwotnie nie zachwycają - taki morał, taka pokory ucząca lekcja. :) Do sedna, czyli zgrabnie teraz spróbuje spisać przy użyciu określeń wyrazistych specyfikę kompozycji z Crooked Doors. Nie będę w tym miejscu poszczególnych numerów detalicznie opisywał bo takie działanie skończyłoby się wyprodukowaniem obszernego elaboratu, którego rozmiary skutecznie odstraszałyby nawet tych co szersze precyzyjne analizy doceniają - tyle w utworach z Crooked Doors się dzieje. Napiszę ogólnie, iż to wielowymiarowe, pełne przestrzeni kompozycje, niezwykle plastyczne i inspirujące w których dominuje różnorodne wykorzystanie palety brzmień oraz środków kreujących emocje od szaleństwa po zadumę. Konsekwentnie rozwijane tematy z licznymi punktami kulminacyjnymi podbijają napięcie unikając z wyczuciem nudy, mechanicznej powtarzalności. W aranżacyjnej maestrii spięte, harmonijnie z wdziękiem płyną raz wartkim innym razem spokojnym nurtem, ubogacane systematycznie szeroką gamą detali odkrywanych raz po raz przy każdym kolejnym kontakcie. Idealnie w pełnej symbiozie współistnieją z wokalnym kunsztem Miny Parsonz, temperamentnej pół krwi Hiszpanki, której potężny głos i sposób interpretacji z linii melodycznych prawdziwe cudeńka tworzy. Ja oporny przez czas jakiś na ten czar rzucany byłem, lecz teraz szczęście mając iż dojrzeć do doceniania tej kunsztownej nuty mi się udało stwierdzam odpowiedzialnie, że jak już zrozumiałem i urokowi się poddałem, to niewolnikiem ich twórczości do końca dni moich pozostanę. Chyba że zamiast rockiem tanecznym umpa umpa się zainteresują, wtedy to będę musiał poddać w wątpliwość przekonanie, że posiadają wyjątkową muzyczną wrażliwość i w poczuciu rozczarowania przyznać się do braku wyczucia tematu i nazbyt pochopnych deklaracji. :) Póki jednak takich oznak zagubienia nie rejestruję, a wyłącznie rozwój dostrzegam ślubuję wierność pewny iż prą we właściwym kierunku, wydeptując autorski ślad w szeroko definiowanej retro rockowej stylistyce. Robią to efektownie i na własnych zasadach, świadomi wysokiej wartości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj