wtorek, 18 czerwca 2013

Monster Magnet - 4-Way Diablo (2007)




Nie śledzę namiętnie prywatnego życia Dave’a Wyndorfa, jednak od napływu z wielu źródeł informacji się nie izoluje, stąd słyszę czy czytam tu i ówdzie wciąż o pewnym “obiegu zamkniętym” w jakim ten zasłużony rockmana archetyp funkcjonuje. Mam tu na myśli oczywiście cykl ograniczający się do picia, ćpania, odwyku i od czasu do czasu zebrania kumpli lub precyzyjniej ujmując do niezwykle cierpliwych i wyrozumiałych kompanów powrotu, przygotowaniu nowego materiału kapeli, nagraniu go i wydaniu. I co najciekawsze pomimo powyższego lidera grupy w zajęcia kontrowersyjne silnego zaangażowania w przekonaniu moim Monster Magnet przez lata działalności uniknął rozczarowania nagrywanymi produkcjami. Bowiem w przeciągu ponad dwudziestoletniej kariery nigdy słabego krążka nie wydali, więcej, zawsze w jakiś sposób muzycznie fanów zaskakiwali, jednak produkt to zawsze przedniej wartości był. Jednoznacznie z szyldem formacji identyfikowany, zawierający najważniejsze pierwiastki charakterystycznego stylu MM. I taką w przypadku 4-way Diablo sytuacje mamy, kiedy to album pod dużym znakiem zapytania powstawał, finalnie przyniósł muzykę jak zawsze oryginalną o charakterystycznym dla Monster Magnet sznycie. Kompozycje w których na typowym rockowym fundamencie dzięki konkretnej sztuce aranżacyjnej, niezwykłej kreatywności i wyczuciu smaku fantastyczne skrzące się ogromną witalnością, niebanalną przebojowością perełki powstały. Muzyka to zarówno w zachwyt wprowadzająca psychodelicznymi odjazdami, głęboko w oparach dymu słodkiego unurzanymi, napięciem podskórnym z gracją budowanym jak i jednocześnie bezkompromisową prostotą chwytliwego rock’n’rolla przepełniona. Pełna wysmakowanej wysokogatunkowej finezji, instrumentalnej biegłości w ramy kompozycyjne zaprzęgniętej. I sporym nietaktem byłoby pominięcie kluczowej w tej całej mozaice roli labilnego Dave’a, gdyż klasowe linie wokalne, maniera i prezencja o niemal szamana niejako walorach dodaje całości posmaku intrygująco-zniewalającego. Słucham tego materiału już od lat z niesłabnącym zachwytem, daje się ponieść odjechanej konwencji, zniewolić tkwiącej w niej magii. Wszystko się tu absolutnie zgadza, wszelkie składniki idealnie dobrane tworzą perfekcyjną, wysublimowaną konstrukcje pozwalająca na przeżycie w rockowej niszy prawdziwej dźwiękowej uczty. Nigdy nie rozczarowali i przekonany jestem, że takiego przykrego doświadczenia w przyszłości mi oszczędzą! 

P.S. I ta oprawa graficzna – absolut!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj