wtorek, 4 czerwca 2013

The Master / Mistrz (2012) - Paul Thomas Anderson




Tak jak przewidywałem, tak jak było w przypadku poprzedniego arcydzieła Andersona film ten będzie za mną chodził jeszcze długo i może kolejne seanse dadzą odpowiedź na liczne znaki zapytania i domysły, a jego ocena sięgnie szczytu. Na dzień dzisiejszy jednak nie do końca oswojony z Mistrzem, niewystarczająco obyty z sensem jego interpretacji pozwolę sobie napisać, iż klimat jaki stworzył autor Aż poleje się krew, w moim subiektywnym przekonaniu jedynie z filmami Kubricka może się równać. Takiej aury tajemniczości, niedopowiedzenia, sensu ukrytego głęboko pod powierzchnia metafor trudno szukać w dzisiejszych produkcjach z czołowymi holywoodzkimi aktorami, a role Hoffmana, Adams czy przede wszystkim Phoenixa (ten sposób poruszania się - kapitalny) wraz ze specyficzną idealnie dobraną warstwą muzyczną oraz niezwykle pieczołowicie od strony wizualnej odtworzonym klimatem lat powojennych w Stanach daje ucztę wprost niezwykłą. Szkoda jedynie, iż w bezpośrednim starciu z poprzednim dziełem, w ogólnym odczuciu Anderson zbudował mozaikę odrobinę zbyt monotonną, gdzie stopniowanie napięcia ogranicza się do kilku silnie chwytających za gardło scen, z zakończeniem których to napięcie gwałtownie zanika. Brak tu trochę równie spektakularnego finału jakim bez wątpienia Aż poleje się krew został obdarzony przez co obraz nie robi aż takiego wrażenia końcowego. Niemniej jednak porzuca widza jak wspomniałem na wstępie z mnóstwem przemyśleń, pytań i refleksji. Pewnie właśnie o to autorowi chodziło! I z pewnością w moim przypadku mu się to udało! Wrócę już wkrótce do Mistrza - w to akurat nie wątpię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj