Pięć lat
niemal zupełnej ciszy w obozie Szwedów, kazało zadawać sobie pytanie czy taki
twór odszedł w niebyt w momencie kiedy właśnie od kilku lat panuje ożywione
zainteresowanie stylem który reprezentują. Rozsądek podpowiadałby, że to
odpowiednia chwila aby powrócić z nowym materiałem, chyba że Witchcraft nie
mając dobrego pomysłu na krążek wolał zaginąć w otchłani, niż wychylać się z propozycją, która w konfrontacji poległaby na polu
walki. Odpowiedź już jest! Poddać się, nie poddali, powrócili w barwach
wytwórni, która wyczuwając boom na retro granie ściąga do siebie liderów
konwencji. Album nagrali co ani nie zaskakuje ani nie rozczarowuje. Potwierdza
klasę formacji kompozycjami solidnymi w wielu miejscach wręcz błyskotliwymi.
Charakter twórczości Witchcraft zawsze posiadał pewien pierwiastek odróżniający
ich zdecydowanie od innych liderów nurtu. Taka trudno opisywalna aura
roztaczająca się nad wszystkimi albumami jest obecna również na Legend, jednak
ubrana została w brzmienie zdecydowanie bardziej nowoczesne. To taka hybryda
archaiczności i nowoczesności w tym przypadku robiąca wrażenie spójności, nie
sugerująca pytania o wahanie się grupy po której stronie stanąć. Efekt solidny
uzyskali i choć w ostatnim czasie na czoło konkurencji, gdzie prym w mojej
prywatnej ocenie wiodą Orchid, Graveyard i Rival Sons nie wskoczyli, to dużym moim
uznaniem nadal się cieszą i myślę, że stać ich przy kolejnej okazji na cios,
który powyższymi kapelami zatrząść może!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz