To jest ten moment, kiedy rozkoszna duma mnie rozpiera,
kiedy pochodzenia się nie wstydzę, bo Polska na arenie międzynarodowej z ludzką
wrażliwością i artystyczną pasją jest kojarzona, zamiast budzić uzasadnione
poczucie zażenowania ideologicznymi kontrowersjami. Dziękuję więc Dorocie
Kobieli, za to pozytywne wzmocnienie, poprzez pozytywną promocję i oczywiście
za absolutnie wyjątkowe dzieło, dodatkowo w koprodukcji z liderem zgniłego europejskiego
zachodu, we przyjaznej współpracy stworzone. Jestem pełen uznania dla ogromu pracy jaką setka malarzy wykonała, ale ona bez kapitalnego scenariusza niezwykle
zgrabnie skonstruowanego i misternie skoncentrowanego na człowieku, byłaby
tylko zbiorem artystycznie przepysznych, ale bez sugestywnej i pięknej w swej
idealistycznej prostocie treści. Ta historia bowiem to ocean wrażliwości, morze
psychologicznej przenikliwości, jezioro tragizmu i tylko stawik banału. Ogląda
się ją niczym rasowy kryminał napisany piórem najlepszych specjalistów od
klasycznych zagadek. W dodatku osadzony w niepozowanych okolicznościach, oparty
na autentycznych wydarzeniach i tak mocno poruszający, że trzeba być absolutnie
pozbawionym człowieczeństwa, by nie uronić łzy obserwując ludzki dramat pędzlem
malowany. Liryczny, poetycki, malarski i wreszcie doskonale muzyką Clinta
Mansella dopełniony. Doceniając kunszt wizualny tego dzieła, mam jednocześnie
przekonanie, że gdyby zrezygnować z animacyjnej formuły i ubrać temat w typowo
aktorską stylistykę, walka o Oscara w kategorii najlepszy film, w tym
roku pomiędzy Trzema Billboardami za Ebbing Missouri, Dunkierką i właśnie Twoim
Vincentem powinna się rozegrać.