sobota, 31 grudnia 2022

TOPKA muzyczna 2022, czyli podsumowanie!

 

TO TO poniżej, TO TO natomiast maksymalnie subiektywna TOPKA muzyczna i powiem że to co się nowego kręciło, to było MEGA i dało mi mnóstwo żywych emocji podczas odsłuchów i raz może było bardziej mega (brylanty, złoto), dwa było mniej mega i może nie rozczarowujące, ale jednak to już nie był ten stopień natężenia podniecenia jak w przypadku METApoziomu brylancikowego i złociutkowego, bo to przyszło i poszło, a że wracam od czasu do czasu do tych materiałów, to też powód by ich tutaj nie przemilczeć, nawet jeśli pierwsze co w obieg wskakuje to te płyty szczyty, a jestem niemal pewien (zawsze jest odrobina pokory), że one u maniaków przejdą z czasem do żelaznej klasyki. 

To raz!

Dwa natomiast!

Słuchajcie nuty w każdej nie tylko wolnej chwili. Słuchajcie jej w skupieniu, ale też w tle codzienności niech ona leci. Słuchajcie czego chcecie, bo każdego rusza co innego. 

Dobrze mówię? No jak, dobrze mówię? Nie?


TO TO BRYLANTY:

The Afghan Whigs - How Do You Burn?
Brutus - Unison Life
Billy Howerdel - What Normal Was
The Black Angels - Wilderness of Mirrors
Viagra Boys - Cave World
Greg Puciato - Mirrorcell
Porcupine Tree - Closure / Continuation
Bloodbath - Survival of the Sickest
Karin Park - Private Collection

TO TO ZŁOTO:

Ghost - Impera
Machine Head - Of Kingdom and Crown
Foals - Life is Yours
Oddland - Vermilion
Crosses - Permanent.Radiant
Fantastic Negrito - White Jesus Black Problems
Gaupa - Myriad
Antimatter - Profusion of Thought
Arctic Monkeys - The Car
The Blue Stones - Pretty Monster
Clutch - Sunrise on Slaughter Beach
Soilwork - Övergivenheten
Coheed and Cambria - Vaxis – Act II: A Window of the Waking Mind
The Hellacopters - Eyes Of Oblivion
Lamb of God - Omens
Thoughtcrimes - Altered Pasts
Immolation - Acts of God
The Hallo Effect - Days of the Lost
Tove Lo - Dirt Femme
Winona Oak - Island of the Sun
Orville Peck - Bronco

TO TO SREBRO:

Rammstein - Zeit
Eddie Vedder - Earthling
Cult of Luna - The Long Road North
Cave In - Heavy Pendulum
Death Denied - Through Waters, Through Flames
Lucifer - IV
Evergrey - A Heartless Portrait (The Orphean Testament)
Amorphis - Halo
King Buffalo - Regenerator
Ozzy Osbourne - Patient Number 9
Bad Omens - The Death of Peace of Mind
Jack White - Fear of the Dawn
Jack White - Entering Heaven Alive
Dead Cross - II
Norma Jean - Deathrattle Sing for Me
Soulfly - Totem
The Dead Daisies - Radiance
Serj Tankian - Perplex Cities
Sharon Van Etten - We've Been Going About This All Wrong

TO TO BRĄZ:

Valley of the Sun - The Chariot
Black Mirrors - Tomorrow Will Be Without Us
Behemoth - Opvs Contra Natvram


piątek, 30 grudnia 2022

TOPKA filmowa 2022, czyli podsumowanie!

 


To jest MOJA maksymalnie subiektywna filmowa TOPKA, czyli wszystko to co do przedostatniego dnia mijającego 2022 roku obejrzałem i co zostawiło ślad we mnie ogromny, większy, średni oraz to co uważam za całkiem znośne/przyzwoite, jak i to na co chyba niepotrzebnie czas poświęciłem. To tytuły bieżące, tudzież odrobinę spóźnione, względnie tylko w kilku odosobnionych przypadkach jeszcze starsze - te które przegapiłem dotychczas, a że bywam konsekwentny, to nadrobiłem skoro okazję zorganizowałem. 

To raz!

Zaś dwa!

Kochajcie kino, filmy oglądajcie, bądźcie na tyle nieodpowiedzialni by wszystko co bardziej priorytetowe choć na chwilę w kąt rzucić, a jak obejrzycie, to przeżywajcie, dzielcie się opiniami i się spierajcie do tchu utraty, bo jeśli sztuka nie wzbudza emocji, to do kosza z taką :)


TO TO BRYLANTY:

The Banshees of Inisherin / Duchy Inisherin (2022) - Martin McDonagh

Blonde / Blondynka (2022) - Andrew Dominik

Beauty (2022) - Andrew Dosunmu

The Northman / Wiking (2022) - Robert Eggers

Spencer (2021) - Pablo Larraín

Verdens verste menneske / Najgorszy człowiek na świecie (2021) - Joachim Trier

After Yang / Yang (2021) – Kogonada

Licorice Pizza (2021) - Paul Thomas Anderson

Competencia oficial / Boscy (2021) - Mariano Cohn, Gastón Duprat

The Lost Daughter / Córka (2021) - Maggie Gyllenhaal

The Story of My Wife / Historia mojej żony (2021) - Ildikó Enyedi

Sundown (2021) - Michel Franco

De uskyldige / Niewiniątka (2021) - Eskil Vogt

Les Misérables / Nędznicy (2019) - Ladj Ly

Der Goldene Handschuh / Złota rękawiczka (2019) - Fatih Akin

Manbiki Kazoku / Złodziejaszki (2019) - Hirokazu Koreeda


TO TO ZŁOTO:

Elvis (2022) - Baz Luhrmann

The Wonder / Osobliwość (2022) - Sebastián Lelio

Men (2022) - Alex Garland

Les passagers de la nuit / Pasażerowie nocy (2022) - Mikhaël Hers

Pearl (2022) - Ti West

See How They Run / Patrz jak kręcą (2022) - Tom George

The Stranger / Nieznajomy (2022) - Thomas M. Wright

Nope / Nie! (2022) - Jordan Peele

Good Luck to You, Leo Grande / Powodzenia, Leo Grande (2022) - Sophie Hyde

Johnny (2022) - Daniel Jaroszek

Cicha ziemia (2022) - Agnieszka Woszczyńska

Im Westen nichts Neues / Na zachodzie bez zmian (2022) - Edward Berger

The Batman (2022) - Matt Reeves

Illusions perdues / Stracone złudzenia (2021) - Xavier Giannoli

Red Rocket (2021) - Sean Baker

The Tender Bar / Bar dobrych ludzi (2021) - George Clooney

C'mon C'mon (2021) - Mike Mills

Passing / Pomiędzy (2021) - Rebecca Hall

Ghahreman / Bohater (2021) - Asghar Farhadi

Piosenki o miłości (2021) - Tomasz Habowski

Sonata (2021) - Bartosz Blaschke

The Eyes of Tammy Faye / Oczy Tammy Faye (2021) - Michael Showalter

Moje wspaniałe życie (2021) - Łukasz Grzegorzek

Wszystkie nasze strachy (2021) - Łukasz Ronduda, Łukasz Gutt

The French Dispatch / Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun (2021) - Wes Anderson

Flag Day / Dzień flagi (2021) - Sean Penn

The Phantom of the Open (2021) - Craig Roberts

Nahschuss / Ostatnia egzekucja (2021) - Franziska Stünkel

Les Olympiades / Paryż, 13. dzielnica (2021) - Jacques Audiard

Madres paralelas / Matki równoległe (2021) - Pedro Almodóvar

Belfast (2021) - Kenneth Branagh

Große Freiheit / Wielka wolność (2021) - Sebastian Meise

Bo we mnie jest seks (2021) - Katarzyna Klimkiewicz

Don't Look Up / Nie patrz w górę (2021) - Adam McKay

Being the Ricardos / Lucy i Desi (2021) - Aaron Sorkin

Lansky (2021) - Eytan Rockaway

El buen patrón / Szef roku (2021) - Fernando León de Aranoa

The Tragedy of Macbeth / Tragedia Makbeta (2021) - Joel Coen

Jockey / Dżokej (2021) - Clint Bentley

Seurapeli / W co grają ludzie (2020) - Jenni Toivoniemi

Tove (2020) - Zaida Bergroth

Gagarine (2020) - Fanny Liatard, Jeremy Trouilh

Persischstunden / Poufne lekcje perskiego (2020) - Vadim Perelman

Ghasideh Gave Sefid / Ballada o białej krowie (2020) - Maryam Moghadam, Behtash Sanaeeha

Di Jiu Tian Chang / Żegnaj mój synu (2019) - Xiaoshuai Wang

Dronningen / Królowa Kier (2019) - May el-Toukhy

Blackbird / Bez pożegnania (2019) - Roger Michell

3 Tage in Quiberon / 3 dni w Quiberon (2018) - Emily Atef

Testről és Lélekről / Dusza i ciało (2017) - Ildikó Enyedi

First They Killed My Father: A Daughter of Cambodia Remembers / Najpierw zabili mojego ojca (2017) - Angelina Jolie

La mort de Louis XIV / Śmierć Ludwika XIV (2016) - Albert Serra


TO TO SREBRO:

Causeway / Most (2022) - Lila Neugebauer

The Good Nurse / Dobry opiekun (2022) - Tobias Lindholm

Everything Everywhere All at Once / Wszystko wszędzie naraz (2022) - Dan Kwan, Daniel Scheinert

Father Stu (2022) - Rosalind Ross

Don't Make Me Go / Nie opuszczaj mnie (2022) - Hannah Marks


Bodies Bodies Bodies (2022) - Halina Reijn


Fucking Bornholm (2022) - Anna Kazejak


My Policeman (2022) - Michael Grandage


Viens, je t'emmène / Biegacz, dziwka, Arab, mąż (2022) - Alain Guiraudie


Infinite Storm (2022) - Małgorzata Szumowska


Don’t Worry Darling / Nie martw się, kochanie (2022) - Olivia Wilde


Drive My Car (2021) - Ryûsuke Hamaguchi


Lokatorka (2021) - Michał Otłowski


Természetes fény / W świetle dnia (2021) - Dénes Nagy


The Survivor / Niepokonany (2021) - Barry Levinson


Les Amours d’Anaïs / Zakochana Anais (2021) - Charline Bourgeois-Tacquet


The Card Counter / Hazardzista (2021) - Paul Schrader


No Sudden Move / Bez gwałtownych ruchów (2021) - Steven Soderbergh


Tout s'est bien passé / Wszystko poszło dobrze (2021) - François Ozon


Memoria (2021) - Apichatpong Weerasethakul


Entre les vagues / Margot i Alma (2021) - Anaïs Volpé


Nightmare Alley / Zaułek koszmarów (2021) - Guillermo del Toro


The Humans (2021) - Stephen Karam


Les Héroïques / Zmagania (2021) - Maxime Roy


West Side Story (2021) - Steven Spielberg


Les Choses humaines / Oskarżony (2021) - Yvan Attal


House of Gucci / Dom Gucci (2021) - Ridley Scott


Furioza (2021) - Cyprian T. Olencki


The Duke / Książę (2020) - Roger Michell


Les choses qu'on dit, les choses qu'on fait / Dyskretny urok niebezpiecznych myśli (2020) - Emmanuel Mouret


Služobníci / Słudzy (2020) - Ivan Ostrochovský


Rifkin's Festival / Hiszpański romans (2020) - Woody Allen


Nabarvené ptáče / Malowany ptak (2019) - Václav Marhoul


TO TO BRĄZ:

Amsterdam (2022) - David O. Russell

Brian and Charles (2022) - Jim Archer

Dog / Pies (2022) - Reid Carolin, Channing Tatum

Thirteen Lives / Trzynastu (2022) - Ron Howard

Three Thousand Years of Longing / Trzy tysiące lat tęsknoty (2022) - George Miller

The Outfit / Skrytka (2022) - Graham Moore

You Won't Be Alone (2022) - Goran Stolevski

Where the Crawdads Sing / Gdzie śpiewają raki (2022) - Olivia Newman

CODA (2021) - Sian Heder

Mass / Odkupienie (2021) - Fran Kranz

Swan Song / Łabędzi śpiew (2021) - Todd Stephens

Per tutta la vita / (Nie)długo i szczęśliwie (2021) - Paolo Costella

Supereroi / Superbohaterowie (2021) - Paolo Genovese

Powrót do tamtych dni (2021) - Konrad Aksinowicz

Ouistreham / Między dwoma światami (2021) - Emmanuel Carrère

Antlers / Poroże (2021) - Scott Cooper

Good Joe Bell (2020) - Reinaldo Marcus Green

Roubaix, une lumière / Miłosierny (2019) - Arnaud Desplechin


TO TO CHYBA TAKIE NIC:

Hustle / Rzut życia (2022) - Jeremiah Zagar

Crimes of the Future / Zbrodnie przyszłości (2022) - David Cronenberg

Death on the Nile / Śmierć na Nilu (2022) - Kenneth Branagh

Dziewczyny z Dubaju (2021) - Maria Sadowska

Potato Dreams of America / Marzenia o Ameryce (2021) - Wes Hurley

Albatros (2021) - Xavier Beauvois

Haute couture / Z miłości do mody (2021) - Sylvie Ohayon

La familia perfecta / Rodzina idealna (2021) - Arantxa Echevarria

Hvor kragerne vender / Persona non grata (2021) - Lisa Jespersen

Tre piani / Trzy piętra (2021) - Nanni Moretti

Silent Night / Cicha noc (2021) - Camille Griffin

Montana Story (2021) - Scott McGehee, David Siegel

Bull / Byk (2019) - Annie Silverstein

7 raons per fugir (de la societat) / 7 powodów do ucieczki (2019) - Gerard Quinto, Esteve Soler

L'amant double / Podwójny kochanek (2017) - François Ozon

czwartek, 29 grudnia 2022

Les passagers de la nuit / Pasażerowie nocy (2022) - Mikhaël Hers

 

Zmontowany niewątpliwie wybornie - na wstępie z wyczuciem wplatając autentyczne archiwalne zdjęcia o społeczno-politycznym kontekście czasu i miejsca. Dalej też ładnie się owymi archiwaliami historię jednej rodziny i w tle ówczesnego ejtisowego Paryża przeplata i w ogóle to duży walor Pasażerów nocy, ta strona wizualna, która przez rozmycia i z lekka ziarnistą fakturę dalekiego od sterylności, nawiązującego do epoki obrazu, staje się nie tylko specyficznie hipnotyzująca, ale i bardzo prawdziwa. W poetyckim tonie o codzienności, między innymi o jednej decyzji i pojawieniu się w przełomowym momencie życia wrażliwej intelektualnie rodziny, na chwilę nowej, w kryzysie bezdomności i zagubienia tkwiącej młodej osoby, której obecność odciska na jej członkach istotne piętno i prowadzi do dodatkowych komplikacji, ale też przede wszystkim uczy pokory i daje jakiś rodzaj ulotnej romantycznej nadziei. Niezwykle kojący, jakby nieśmiały seans, który płynie i najsilniej oddziałuje o późnowieczornej, lub wręcz nocnej porze. Z obfitą dozą empatii, czule i bez pośpiechu, nieco pozornie powierzchowne, bez potrzeby posiłkowania się dzieleniem włosa na czworo opowiadanie o złożonych relacjach rodzinnych w filmie dla duszy, o duszy rozterkach - potrzebach emocjonalnych okresu dorastania i w świecie dorosłych o powikłaniach związanych z emocjonalnymi załamaniami po rozpadzie związku. Innymi słowy żadnych nadzwyczajnych twistów, tylko zwykłe kameralne wydarzenia ubrane w niedzisiejszą, sentymentalną formę filmową, a urzeka i stąd usprawiedliwione są porównania zawodowej krytyki do klasyki francuskiego kina artystycznego - kina Rohmera i Rivette’a, kina zaiste koneserskiego, więc naturalnie uniwersyteckich porównań i opracowań głębokich z mojej strony się nie spodziewajcie. Mnie jako laika urzekła nieprzesadzona stylizacja i charakteryzacja (miejsca, ludzie) oraz oczarowało mnóstwo ciepła i nostalgii z istotnym wpływem idealnie spójnej muzyki, a dokładnie też kilku piosenkowych standardów na rytm. Ponadto klamra zawarta w poniższym cytacie - że „Pozostanie to czym byliśmy dla innych, skrawki, fragmenty nas, które jak sądzili zdołali podejrzeć. Będą marzenia o nas które karmili, a My nigdy nie byliśmy tacy sami. Byliśmy zawsze wspaniałymi nieznajomymi - pasażerami nocy, których wymyślali niczym ulotne cienie w starych zapomnianych lustrach sypialni”.

środa, 28 grudnia 2022

Brian and Charles (2022) - Jim Archer

 

Kamienna walijska wioska, slow life genialnego wynalazcy przedmiotów użytecznych w specyficznych okolicznościach. Człowieka który ma masę pomysłów i co kluczowe (jak sam podkreśla) nie przejmuje się porażkami. Brian mieszka na uboczu, nosi musztardówki i ma przyjaciela robota kukłę - własnoręcznie wykonanego jak przystało na rękodzielnika z fantazją. Ekscentryk jak to ekscentryk, kieruje się osobną, dla siebie idealną filozofią i sprawia wrażenie szczęśliwego, bo pewnie jest szczęśliwy, chociaż czy to życie jest życiem z wyboru, czy zastępczym - być może konsekwencją porażki, odrzucenia i ucieczki. To taka współczesna wersja, bardzo skromna, surowa (bo tania) i bez efekciarstwa opowieści o Dżepettcie i naiwnym Pinokiu odkrywającym Świat i uczącym się na dramatycznych doświadczeniach. Coś prostego, coś wręcz z niczego, a pięknego. Coś poruszającego i pouczającego zarazem. Na Święta coś lepszego niż wszystko to co w swojej szczodrości kanały telewizyjne proponowały.

wtorek, 27 grudnia 2022

Ouistreham / Między dwoma światami (2021) - Emmanuel Carrère

 

Miejsce akcji Francja, ale nie Francja elegancja, bo jesteśmy w Caen i na początek przenosimy się w świat tamtejszego "pośredniaka", czy też w ogólności opieki społecznej, więc w otoczenie ludzi których życie nie jest jednak takie bajeczne jakby w kraju o wysokim stopniu ucywilizowania i majętności się wydawało. Kapitalizm przecież, to żadna bajka, to ustrój który daje możliwości ale i tworzy głębokie różnice w statusie społecznym. Ten niemal quasi dokument, inaczej film poniekąd reportażowy, to ciekawy eksperyment. Doświadczenie zebrane z poziomu bycia tam gdzie droga zawodowa zaprowadziła i przyswajania praktycznej wiedzy o tym o czym teoretycy deliberują w komfortowych warunkach tworząc koncepcje, które często okazują się zupełnie nieprzystające do rzeczywistości. Bohaterka to pisarka pracująca nad książką o kryzysie gospodarczym, bezrobociu i aby uwiarygodnić firmowane słowa wchodzi w środowisko o którym jej wiedza naturalnie oparta była dotychczas wyłącznie na mniejszych lub bardziej kłamliwych stereotypach. Sprząta więc toalety na promie i na własnej skórze poznaje realia, zbierając wreszcie odpowiadający prawdzie materiał. To jej doświadczenie, to są jednak duże emocjonalne koszty - koszty nie wyłącznie przestawienia się i udźwignięcia ciężaru egzystencji człowieka z marginesu. Człowieka przez ogrom zmiennych lub drobne życiowe zawiłości postawionego pod ścianą braku wyboru i alternatywy. Jedyna gwiazda ekranu w tym towarzystwie aktorskim, tak jak odwiedza na chwile inny wymiar istnienia, tak buduje z jego mieszkańcami głębokie relacje i ucząc się ich spojrzenia nie jest jednak w stanie stać się prawdziwym prekariuszem. Na ekranie Juliette Binoche (ona w tej prawdzie miejsca i czasu na chwilę - przenosząc się ze świata komfortu do świata spartańskich warunków, środowiska ludzi "niewidzialnych" i z powrotem, gdzie jej miejsce) i jak się wydaje sami naturszczycy, bądź wielka gwiazda i aktorzy o fizycznych właściwościach, które sugerują autentyzm odgrywanych postaci - nie potrafię zweryfikować. Dobre kino, wydaje się że bardzo realistyczne, a jego wiarygodność tkwi akurat w tym segmencie społecznych problemów, gdzie z natury przecież bardzo istotny jest naturalizm, gdyż jej "autochtoni" wyjątkowo wyczuleni na fałsz czy obłudę. Kino bez jakichś większych lub kompletnie pozbawione ambicji artystycznych, a skupione na wrażliwości praktycznej wypływającej z docierania do ludzi i ich problemów życia codziennego.

P.S. To co powyżej, to klasyczny strumień myśli, zapisany jednym ciągiem, bez większej korekty i tak jest dobrze - zazwyczaj dobrze.

poniedziałek, 26 grudnia 2022

Nirvana - Bleach (1989)

 


Stoi oczywiście za powstaniem Bleach nie jedna dorobiona jej na potrzeby chwili legenda, stoi jednak też fakt niepodważalny, że komercyjny sukces debiutu Nirvana zawdzięcza oczywiście wyłącznie mega popularności (jeśli tak można określić rozbudzenie kilkuletniej histerii) wydanej w dwa lata później, wielokrotnie platynowej Nevermind. Żaden też numer z Bleach nie podskakuje do popularności nawet najmniej znanego kawałka z dwójki - chociaż About A Girl, to rzecz zdecydowanie na kult zasługująca i z tego co pamiętam jedyna z jedynki jaka w stu procentach słusznie zagościła na akustycznym koncercie nagranym dla MTV. Bleach w ogóle i w szczególe, to totalna surowizna, jednak z dość częstymi fragmentami z nośnymi zadatkami. Niby sprzeczność, ale taka przecież była nuta Nirvany, że paradoksy łączyła, to co niespójne teoretycznie w spójne praktycznie, a za bolesna muzyką stały przepełnione lękiem i złością teksty. Bleach był prosty - mało odkrywczy, ale w porównaniu do archaicznego punku inny. Intrygujący, bez względu że to tylko kilka akordów, nawet nie riffów podkręconych garażowym brzmieniem i wypełnionych frustracką agresją wokalu Kurta. W sumie grunge, to nie czysty punk, tylko punk skażony hipisowskim romantyzmem, co brzmi głupio, ale jest w tym brawurowym porównaniu tyle samo szaleńczej odwagi co w muzyce Nirvany i sporo też mimo wszystko racji. Skąd wówczas taki hajp na z natury mało komercyjny sznyt, to już wielu znawców popkultury po linii socjologicznej wyjaśniało. Pamiętam ten czas, darzę go rzecz jasna sentymentem, a najbardziej prócz wspomnianej About A Girl z Bleach lubię najbliższy estetyce z Nevermind School i Love Buzz, z tym orientalizmem w gitarach i monotonnym basem. Nabyłem taśmę z Bleach ongiś, chwilę po starcie szału na Nevermind i byłem w szoku, ale nie byłem rozczarowany - jedną i drugą prawie zajechałem, nie mając wtedy oczywiście pojęcia, że istnieje coś takiego Jak The Melvins, którego nigdy jednak nie pokochałem, szanując świadomość skąd się Nirvana taka jak na debiucie wzięła.

P.S. Jeszcze ciekawostka taka, że Kurt tak jak słuchał w nadmiarze The Melvins, tak sporo też czasu poświęcał na Venom - co sugeruje Cronos zwracając uwagę na riff w Smells Like Teen Spirit. Ale to zupełnie inna historia, bo historia wielka - decydująca historia popkultury.

piątek, 23 grudnia 2022

Silent Night / Cicha noc (2021) - Camille Griffin

 

Myślałem że tuż przed godziną zero obejrzę idealny film na Święta, bo o Świętach dalekich od ideału, a przez to Świętach prawdziwych. Spędzanych z wąskim gronem przyjaciół traktowanych jak rodzina, w wizualnie pięknych okolicznościach brytyjskiej wsi. Nasycę się za jednym zamachem klimatem bożonarodzeniowym i angielskim czarnym humorem, a trafiłem na dwa filmy w jednym - obydwa niezasługujące na rzęsiste brawa. Z początku dość typowo szablonowo przeciętne, bez cenzury jednak familijne filmidło. Dalej natomiast filmidło zmierzające ni z gruchy ni z pietruchy w stronę nieoczekiwanych zdarzeń, zmieniających film bez wyrazu, w film niemal kompletnie przeszarżowany, bardziej jednak chyba okrutnie zepsuty tandetnie manierycznym aktorstwem, choć to przecież scenariusz brawurowy powinien być ponad wszystko pod pręgierzem mojej krytyki. Uważam w sumie, że teoretycznie pomysł u fundamentu nie był taki zły i coś ciekawego o nas chciano poprzez zainscenizowane reakcje powiedzieć, ale realizacja stała pod znakiem okrutnej niespójności, a sposób na ukrycie tego co miało od początku nastąpić irytująco nieskładny. Podsumowując, obejrzałem coś co zupełnie na czas Świąt się nie nadaje, bo ten cudownie nudny czas Wam popsuje, a po cholerę jeszcze przyjmować na klatę ten minorowy nastrój płynący z ekranu, kiedy i tak przy stole, poza stołem i w mediach społecznościowych trzeba nadludzkiej siły by utrzymywać wklejony uśmiech na twarzy. Żartuje, przynajmniej jeśli mowa o nastawieniu do „christmasów” i trochę myślę że przez łzy żartują sobie twórcy Cichej nocy, bo inaczej niż drwiny nie jestem w stanie rozumieć takiej czarnej jak smoła błazenady. Jeśli nawet to drwina ze współczesnej mentalności, to lichutka i niesmaczna - trzeba znać umiar i nie próbować intelektualnie szokować, jeśli drugie dno nie dźwiga ambicji.

P.S. Zresztą ryzykujcie, ale z ewentualnymi pretensjami nie do mnie! Traćcie czas - w Święta macie przecież wolnego pod dostatkiem.

czwartek, 22 grudnia 2022

Led Zeppelin - Physical Graffiti (1975)

 


Nie napiszę że nie znoszę albumów dwupłytowych, bo to nie jest prawda, ja zamanifestuję jednak, iż albumy takowe postrzegam jako nie tak wynik nadproduktywności twórczej artysty, jak bardziej jako artysty odklejenie się od rzeczywistości i tym samym popadanie w rodzące moją antypatię samouwielbienie. Może moje radykalne przekonanie też jest oderwane od prawdy (jakby prawdy subiektywnie nie spostrzegać, to jednak jakaś tam obiektywna po trosze istnieje :)) i ja tym samym błądzę, jednako jakby dobrze longplay podwójny nie brzmiał, to z natury i siłą rzeczy skupienie się na dajmy na to dziewięćdziesięciu czy więcej czasem minutach jego trwania nie jest łatwe, a wręcz miejscami bywa wręcz czynem heroicznym. Stąd takie kolosy trzymam najczęściej na dystans, a jak już zabieram się za ich przerabianie, to startuje często z poziomu rozbierania dwóch połówek tego jednego jabłka na części, po czym wyrywania niejednokrotnie numerów najbardziej esencjonalnych, tudzież po prostu przebojowych, czasem też tych które mimo bardziej wymagającej struktury, jednako posiadają intrygujący pierwiastek, który pragnę mimo wszystko zgłębić. Tym samym kompozycje pozbawione powyższych lądują w połówce na jakiś czas odrzuconej i zdarza się że wcale do niej nie wracam, bądź rządząc i dzieląc odhaczam je tylko na jakiś trudny do sprecyzowania czas, a po nim robię wielkie oczy i dziwię się dlaczego akurat tak zawartość przefiltrowałam, że prawdziwe perełki to ja głupi odrzuciłem. Stąd wniosek wynika taki, iż nie ma w zasadzie reguły, oprócz tendencji na wstępie zasygnalizowanej, a sprowadzającej się do braku zaufania co do jakości krążków podwójnych, a co do wartości ich już realnej, to na dwoje babka wróżyła - są takie albumy które potrafią tak samo przetrwać próbę czasu, jak i po czasie jako dzieła całościowe i z pozoru ciężkostrawne, bo przesyt powodujące kolosy zasłużyć na umieszczenie w panteonie, jak i takie co wyrwawszy z nich dobre i bardzo dobre, a usunąwszy wypełniacze, też swoje miejsce pośród kanonu znajdują. Physical Graffiti zaliczam akurat do kategorii drugiej, ale zaznaczam też że moja z nim znajomość jest wciąż jeszcze relacją nie w pełni "skonsumowaną", bo oto jako znacznie spóźniony miłośnik zeppelinowej estetyki, jestem najsilniej wkręcony w cztery legendarne albumy i jak mam ochotę na pianie Planta i instrumentalne popisy jego ziomków, to sięgam wpierw do wytłuszczonych, a dopiero pod wpływem kolejnego impulsu w postaci ciekawości włączam Physical Graffiti - często właśnie wyrywając z niego to co najbardziej mnie do tej pory wkręciło, by czasu na zbędne dodatki nie mitrężyć. Stąd piętnaście utworów stanowiących jego program leci sporadycznie i to do czego nie zapałałem uczuciem nadal jeszcze na ten dar nie zasłużyło, bo naturalnie odbieram im to prawo, wycinając. :) Przyznaję że uwielbiam Custard Pie, The Rover, Houses of the Holy, Trampled Under Foot, lubię i to momentami bardzo In My Time of Dying, Night Flight, czy też wolę In the Light od straszliwie oczywistego i skrzywdzonego przez uczynienie hiciorem orientalnego doom-rockowego walca w postaci Kashmir. Szanuję rolę regulującej dramaturgię instrumentalnej miniaturki Bron-Yr-Aur, a zaraz za nią nie szanuję roli oryginalnej formalnie lecz lajtowej, a tym samym kompletnie pozbawionej pazura (niezły środek jej niestety nie ratuje), a milusio country southernowej zapchajdziury jaką Down by the Seaside. Nudzi nadal mnie niemożebnie Ten Years Gone, irytuje autocytatami The Wanton Song i wreszcie kompletnie nie potrzebuje tutaj Boogie with Stu - klasycznego rock'n'rolla z tancbudy i jego skocznego podrygiwania, wreszcie też prawie finałowej kompozycji Black Country Woman, bo finałowy ostatecznie Sick Again zaśpiewany na manierę Janis Joplin posiada swój urok. Co się rzuca w oczy, to prawidło, że ogólnie im dalej w las, to te drzewa mniej w moim odczuciu intensywnie zielone, więc i wrażenia pozbawione koloru, dlatego gdyby przyciąć, poodrzucać - ciekawiej napięcie zbudować, a dokładnie uniknąć mielizn jakie ponad 80-cio minutowa zawartość oryginalna niestety funduje i nadać Physical Graffiti kolejny numer omijający przekombinowaną piątkę, po raz pierwszy zatytułowaną inaczej niż numerem i sugerującą jasno, że jej zawartość to coś innego, przełomowego dla grupy, to... to wówczas w takim kształcie krążek wydany w 1975 roku u mnie przynajmniej kręciłby się tak samo często jak I, II, III i IV. Rzekłem i nie mam zamiaru się z moich odczuć i przekonać tłumaczyć, a jak kiedykolwiek zmienię zdanie, to sam je zmienię, bo na fundamencie doznań ta volta będzie dokonana! Absolutnie bez presji zewnętrznej, bo się uparłem - bo tak! :)

środa, 21 grudnia 2022

Three Thousand Years of Longing / Trzy tysiące lat tęsknoty (2022) - George Miller

 

Nie ma powodu by detale ze scenariusza zdradzać i jest powód aby nazbyt nie spojlerować, mimo że wielkiej tajemnicy ta historia nie skrywa i nie kończy się skomplikowanym twistem, którego wcześniejsza znajomość kompletnie odebrałaby przyjemność poznania finału. Trzy tysiące lat tęsknoty, to tylko taki nieco odmienny metaforyczny seans terapeutyczny w anturażu baśniowym - bajka z poważnym dnem, dla wrażliwych „dużych dzieci” w tym niepejoratywnym rozumieniu określenia z cudzysłowu. Barwna rozmowa narratolożki z Dżinnem z ozdobnego flakonu, na poziomie filozoficznym i psychologicznym mega, tak samo aktorskim lipy się nie wciska (Tilda i Idris klasa), zaś na poziomie wizualnym nieco tandetnie, choć „oczojebny” prawie bollywoodzki kicz można potraktować jako usprawiedliwiony. Zastępczo podroż poprzez zakamarki ludzkiej duszy, korzystająca z historii i legend, czyli pomieszania prawdy z fikcją i nikt nie będzie wiedział gdzie granica przebiega i co jest czym. Natomiast docelowo, analiza współczesna zamknięcia się w kokonie izolacji z lęku przed niespełnieniem pragnień i życzeń, bądź można by podejrzewać (zadaję pytanie) i myślę że kompletnie się nie mylić, iż o dojrzałej kobiecie zmagającej się z Zespołem Aspergera? Na co trop wskazuje i nie wykluczam, iż tylko mnie w te rejony skojarzeniowe popycha kwestia głównej bohaterki, mówiącej o sobie co następuje - "nie umiem odczytywać uczuć, sposób w jaki działa mój mózg stanowi źródło zarówno mojej siły jak i samotności, pewnie dlatego tak lubię opowieści - dzięki nim poznaje rożne uczucia". Zatem to barwna opowieść o zmaganiu się z uciążliwościami w obrębie szeroko rozumianego spektrum autyzmu, bądź wprost, bez podpierania się współcześnie często diagnozowanym zaburzeniem, historia o wyborze życia samotniczego, ze strachu, iż będzie się kochać, a nie będzie się kochanym. Pragnieniu i życzeniu z tym ostrzeżeniem, iż każda opowieść o życzeniach zawiera przestrogę, że żadne nie kończą się szczęśliwie - a to co Drodzy Widzowie zobaczyliście, to wyjątek, bowiem happy end jest tu tak jakby połowiczny, bowiem wiele się w życiu bohaterki zmienia, jednocześnie pozostając takim samym. Chyba że odnalezienie bratniej duszy w świecie fantazji, może być równoznaczne ze spełnieniem w realnym istnieniu? Nie wiem! Niby to nie jest przekombinowane, ale jednak nieco zbyt otwarte do interpretacji, przez co niejasne, więc i ma prawo wzbudzać reakcje niejednolite - od zachwytu po sporą wstrzemięźliwość, bo akurat krytyki w stosunku do pracy Georga Millera (Mad Max/Happy Feet, jak i mniej radykalnie inaczej The Witches of Eastwick/Lorenzo's Oil ;)) nie zauważyłem, ale ja prawie w ogóle tak przed seansem, jak i po seansie opinii w temacie nie czytałem.

wtorek, 20 grudnia 2022

Airbag - The Greatest Show on Earth (2013)

 


Do albumów z pewnością sympatycznych (choć jak wypada miłośnikom progresywnego rocka na zewnątrz w artystycznym wizerunku zadumanych) Norwegów z Airbag powracam nieregularnie, choć konsekwentnie i jak dałem już do zrozumienia przy okazji quasi recki jednej z ostatnich ich płyt mam do nich, a dokładnie do ich muzyki także stosunek niekoniecznie wyłącznie pozytywny. Mieszane uczucia towarzyszą mi tak podczas kilkukrotnego zaangażowanego odsłuchu jednego z ich albumów z osobna, jak i powracania do nich na zasadach żonglowania tytułami z ich dyskografii naprzemiennie. Tak jak najbardziej wychwalałem przynoszący ożywczy powiem świeżości (jakby dosłownie otworzyli w swojej salce prób wszystkie możliwe okna i wpuścili powietrze) album dotychczas najnowszy (A Day at the Beach  z roku 2020), tak wprost jako nużącym określiłem Disonnected o cztery lata młodszy, a dziś zdecydowałem się maksymalnie subiektywnej ocenie poddać jeszcze od nich starszy The Greatest Show on Earth i moje odczucia ujmę tak, że dam wprost do zrozumienia, iż to pięknie satysfakcjonująca porcja klasycznie rozumianej progresywno-rockowej twórczości w której najwięcej jednak inspiracji tuzami z przełomu 80/90, niż akurat grupami rzeźbiącymi w gatunku u jego zarania. Stąd jest to album z brzmieniem sterylnym i przestrzennym, z klawiszowym atmosferycznym tłem wszędzie tam gdzie miejsce robią plumkające gitary, lub też owe rozwijają długie tematy w postaci przede wszystkim solówek, a wspomniane "parapety" wybrzmiewają jako przedłużenie dźwięków wydobywanych z "wioseł" lub dodających budowanemu klimatowi charakteru i napięcia. Pod względem rytmicznym jest więc bardzo powściągliwie, a znaczenie płynącej z prądem perkusji jest mniejsza niż rola całkiem żywo bujających figur basowych. Nie da się ukryć że muzycy Airbag są na swojej trzeciej płycie wciąż niemal ślepo wpatrzeni przede wszystkim w dojrzałą formułę watersowsko-gilmourowską i gdyby kompletnie nieznającemu specyfiki konkretnych floydowskich albumów słuchaczowi puścić któryś z krążków legendy z jej późniejszej ery i pozbawić kompozycję tytułową z omawianego płyty głosu Asle Tostrupa, to nie trudno byłoby zwieść takiego surowego delikwenta. Epigoni? Tak z pewnością, epigoni tutaj grający w zupełnie innej jeśli chodzi o rozpoznawalność lidze, ale epigoni którzy potrafią komponować według sprawdzonego wzoru doskonale i trudno nie ulec urokowi ich twórczości, gdy jest się zdeklarowanym fanem gatunku. O tym w jaką i kogo stronę skierowany jest wzrok Airbag sugeruje też sam tytuł krążka, a ja mimo iż skojarzenie biegnie w stronę floydowej klasyki z początku lat siedemdziesiątych, to będę i tak uparcie obstawał przy przekonaniu że Airbag jest bliżej ejtisów i najtisów, niż czasów dla progresywnego rocka formatywnych. Być może to rola produkcji i pracy speca od studyjnej obróbki dźwięku, niżli by pomysłu aranżerskiego, ale ja tu słyszę czyściusieńki dźwięk bez analogowowych zanieczyszczeń, więc tym pejzażom malowanym instrumentalnie, przynajmniej pod tym względem daleko od sposobu nagrywania w latach siedemdziesiątych. Tak jak Disonnected uznaję za sygnał że formuła się wyczerpała i należało te wspomniane okna otworzyć, tak The Greatest Show on Earth absolutnie nie zdradzał jeszcze objawów zjadania własnego ogona, a powód był prozaiczny i sprowadzał się do faktu, że każdy z numerów z trójki jest pasjonujący - oczywiście w ramach wielokrotnie przez wielu przemielonych wzorców, ale jednak. 

P.S. Dźwięki, słowa - w muzykę ubrane strofy. W przypadku rocka progresywnego wersy intelektualne o dużym znaczeniu emocjonalnym. Łączące w jedno refleksyjną i filozoficzną naturę z szeroką percepcją obserwowanej rzeczywistości i do niej nie wprost prostacko się odnoszące. Posłuchajcie sami lub przewertujcie internety i posiłkujcie się interpretacją. Wczytajcie się jednak w teksty podczas odsłuchu - najlepiej. 

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Marnie (1964) - Alfred Hitchcock

 

Stosując równie oczywistą grę słów jak efekt finalny pracy Hitchcocka - marnie wyszła ta Marnie. Niestety był to akurat ten nieudany romans legendarnego reżysera z filmem psychologicznym i daleko mu tym samym do dzieł ówczesnym kinowych mistrzów korzystania z odkryć psychoanalizy, jak i sporo do poziomu ikonicznej Psychozy, która nawiasem mówiąc także pod tym względem nie była nie wiadomo jak przebiegła, a sukces swój zawdzięcza myślę bardziej nowemu jak na owe kinematograficzne czasy efektowi twistu, także genialnej legendarnej scenie pod prysznicem czy całościowo uzyskanej atmosferze mrocznego suspensu oraz fenomenalnemu aktorstwu, niźli wybitnej rozkminie psychoanalitycznej. Scenariusz w przypadku Marnie jest bez ogródek pisząc lichy, a intryga najzwyczajniej tak grubymi nićmi szyta, że aż śmieszna, natomiast powiązania i zbiegi okoliczności pozbawione wiarygodności. Popisy aktorskie raczej średnie, czyli jak na manierę epoki standardowe, a ta udręka bohaterki tak sztuczna, aż nieznośna. Może i ma jakieś momenty (tuptająca cichutko Tippi po zwinięciu łupu z sejfu), ale ogólnie te "abberacje psychiczne kobiety kryminalistki", zimnej nałogowej złodziejki oraz ich sugerowane przyczyny tkwiące w dzieciństwie ubrane w tani romans, mnie bardziej zainteresowały przez wzgląd na kontekst pozamerytoryczny, dotyczący a jakże tytułu, ale bardziej przez pryzmat relacji ludzkich i legendarnych już opowieści o trudnym charakterze Hitcha. Nie jest już tajemnicą poliszynela gdzie szukać tak genezy jego sukcesu zawodowego (bez wpływu Almy Reville i jej mistrzowskiego zarządzania z drugiego planu niewiele miałby do zaoferowania), ale też otwarcie mówi się o jego dosyć mało dżentelmeńskim zachowaniu w stosunku do pięknych kobiet z planu. Na przykład sporo do powiedzenia o tym miała właśnie 'Tippi' Hedren, a atmosfera podczas realizacji Marnie, też nie tylko przez zazdrosne "lepkie łapki" Hitcha nie była magiczna, a raczej dramatycznie-tragiczna. Taki to był trudny we współpracy "geniusz", który oprócz wad miewał chyba nie tylko na pokaz przebłyski sarkastycznej samokrytyki i dystansu, bo jak sam twierdził „Gdyby nie żona, byłbym dziś najgorszym z kelnerów”.

Drukuj