czwartek, 28 kwietnia 2022
Black Sabbath - Dehumanizer (1992)
środa, 27 kwietnia 2022
3 Tage in Quiberon / 3 dni w Quiberon (2018) - Emily Atef
Jak poszukując zachęty doczytałem, zanim do seansu poczułem się mimo wszystko skutecznie zdopingowałem, to tylko szkic do portretu Romy Schneider i kiedy już napisy końcowe przelały się przez ekran, zgadzam się z tym opisem całkowicie, bowiem jest to bardzo kameralna produkcja, której kręgosłupem wywiad przeprowadzony przez dziennikarza The Stern, zilustrowany klasycznymi zdjęciami portretowymi wykonanymi przez przyjaciela aktorki, słynnego fotografa reportażystę Roberta Lebecka. Akcja ma miejsce w Bretanii, w uzdrowisku w Quiberon w roku 1981, gdzie kompletnie zagubiona Romy w towarzystwie przyjaciółki z dzieciństwa przechodzi swoisty lajtowy odwyk w całkiem luksusowych okolicznościach sanatoryjnych. Cała zasadnicza sytuacja ograniczona jest zaś do tytułowych trzech dni rozmów, a wręcz jej spowiedzi przebiegającej niezobowiązująco i jest tak sprytnie aranżowana i podporządkowana wahaniom nastrojów aktorki, aby pod wpływem chwili i słabości zdradziła wszelkie pikantne szczegóły swojej prywatności. W tych skomplikowanych okolicznościach wywiad ten, to jednak dla niej samej niemal doświadczenie katarktyczne, szczwanie niestety wykorzystywane przez pismaka. To w kwestii historycznych faktów, natomiast od strony warsztatu filmowego, scenariusz i dialogi budują wciągający klimat, przybliżając osobę Romie Schneider i pozwalając widzowi zawiązać z jej przeżyciami więź, by z empatią próbować zrozumcie dlaczego znalazła się w takim dramatycznym położeniu i jak się niestety wkrótce okaże smutnym, bo schyłkowym okresie i miejscu życiowym.
P.S. Niby tylko szkic, ale dzięki znakomitym walorom aktorskim Marie Bäumer, której fizyczność łudząco podobna do odgrywanej postaci oraz refleksji dogłębnej analitycznie, lecz nie przestającej być ludzkim spojrzeniem na problem alkoholowego uzależnienia i spirali problemów których korzenie tkwiły w realiach dzieciństwa i dorastania w światłach reflektorów, praca autorki scenariusza i reżyserki w osobie Emily Atef, jest zdecydowanie bardziej niż dostatecznie wnikliwym i przenikliwym studium przypadku, ale też i obrazem nakręconym z wizualnie dobrym artystycznym smakiem.
wtorek, 26 kwietnia 2022
Belfast (2021) - Kenneth Branagh
Zgoda buduje, niezgoda rujnuje, a religia wyłącznie dzieli. Spirala nakręcanej nienawiści, która odbiła się głęboką czkawką w Belfaście i na lata podzieliła tamtejszych mieszkańców na tych i tamtych/naszych i obcych, czyli na protestantów i katolików. W filmie będącym chyba dość swobodną biografią jego reżysera, bo to zakładam o czym Kenneth Branagh opowiada, to przynajmniej po części jego wspomnienia z dzieciństwa, które konfrontują piękne bliskie relacje familijne oraz sąsiedzkie, dzisiaj już niemal wszędzie już zapominane, z potwornościami brutalnych starć, których istotnym motorem napędowym jad sączony z kościelnych ambon, przez ogarniętych obłędem kaznodziei oraz na ulicach przez napędzanych testosteronem sfrustrowanych małolatów o politycznych ambicjach. I można by pomyśleć jak to możliwe i dziwić się, że ludzie jakimś niezrozumiałym mechanizmem kierowani dali się tak zmanipulować i na siebie bezrefleksyjnie napuścić, gdyby nie fakt, iż na każdym kroku niemal w każdym rejonie świata widzimy jak oparte na przynależnościach konflikty mieszają ludziom w rozumach i pustoszą wokół nich otoczenie, łącząc w szaleństwo przekonania religijne i ideologiczne. Belfast zapowiadany był jako kino wybitne, a okazał się faktycznie kinem ważnym i doskonale rzemieślniczo przygotowanym, ale jednak dalekim od określania go mianem dzieła. Powodów jest kilka, a jednym z nadrzędnych chyba rodzaj kronikarskiego chłodu, bo mimo że Branagh starał się z całych sił skupić nie tylko na historycznych przesłankach, lecz właśnie na emocjonalnym aspekcie przeżywania ich z punktu widzenia dziecięcej percepcji i skomplikowanych kontekstów przywiązania do miejsca i lęku powstrzymującego przed wykorzystaniem szansy na wyrwanie się z uwikłania w przemoc, to ekstremalnie targających namiętności z potencjału nie wykrzesała nawet kapitalna gra weteranów (Judi Dench i Ciarán Hinds) oraz myślę jeszcze mało wciąż opatrzonych (Caitriony Balfe i Jamiego Dornana), wreszcie młodziutkiego Juda Hilla, wzbudzającego sympatię niemal równie mocno jak jego odpowiednik w (tutaj swego czasu nie miałem wątpliwości) WIELKIM pod każdym względem filmie Taika Waititi. Wyszło oczywiście bardzo dobrze i czas spędzony z rodziną Buddy'ego i przede wszystkim samym małym Buddy'm jest ciekawą i poruszającą lekcją irlandzkiej historii z perspektywy tak charakterystycznego miejsca jakim bez wątpienia był wówczas Belfast. Z całą otoczką cech żyjących wspólnotowo robotniczych dzielnic i ich problemów natury egzystencjonalnej oraz własną osobną architekturą przestrzeni. To też wizualnie film poniekąd wyjątkowy i technicznie mimo korzystania z czarno białej konwencji nakręcony z użyciem nowoczesnych rozwiązań operatorskich, sprowadzających go paradoksalnie do teatralnej niemal maniery. Wszystko niby zapięte na ostatni guziczek - koncepcja detalicznie przemyślana, scenariusz dopracowany, scenografia autentyczna, aktorstwo wyborne i puenta wyrazista oraz emocjonalna strona laurkowej formuły przywoływania okresu dzieciństwa i rodzinnej atmosfery w punkt dla masowego widza trafiona. Jednak niby, bowiem ten świadomy dramat obyczajowy, jeszcze bardziej świadomie został przepuszczony przez nazbyt gęste sito poprawności, przez co bliżej mu do kina familijnego niż tego czego od niego po zapowiedziach oczekiwałem. Błąd promocyjnej machiny, bądź błąd mojej tejże interpretacji? Niemniej jednak warto bezdyskusyjnie poświęcić mu czas, gdyż to ładny film o kształtowaniu się tożsamości i po raz kolejny przekonać że fundament dla dorosłego człowieczeństwa buduje się w rodzinie, a prawdziwa pasja rodzi się z ucieczki w eskapizm, a jej pielęgnowanie nie mniej niż ludzkie odruchy zależy od mądrego otoczenia.
poniedziałek, 25 kwietnia 2022
Deep Purple - Perfect Strangers (1984)
niedziela, 24 kwietnia 2022
Tove (2020) - Zaida Bergroth
Wyemancypowana zanim stało się to modne. Wolna, nie spętana obyczajowymi konwenansami, zanim o jakiejkolwiek tolerancji dla lesbijskiej orientacji zdążył ktokolwiek pomyśleć. Tworząca na marginesie, niedoceniana, ignorowana, w końcu dostrzeżona, lecz myślę nigdy w pełni zrozumiana. Kobieta z niebywałą wyobraźnią, artystyczną duszą i przenikliwą inteligencją. Skromna, na pierwszy rzut oka oziębła i zdystansowana, w rzeczywistości ciepła i oddana, tak jak w tej naturalnej skromności paradoksalnie niezwyczajnie pewna siebie, choć w kwestii różnic klasowych odczuwająca przyrodzony wstyd wobec burżuazyjnej elity. To też jest ważny wątek tej opowieści i istotna część biografii autorki Muminków. Wpływająca na poczucie niższości z perspektywy towarzyszącej jej codziennej praktycznej biedy i także nie w pełni udanego doświadczenia zmiany środowiska identyfikacji, po odniesieniu sukcesu pośród europejskiego środowiska artystycznego. Obraz nakręcony drżącą kamerą z ręki, tym samym podkreślając emocjonalną wartość fabuły, ponadto nie unikający kontrowersji i nie skupiający się wyłącznie na artystycznym rozwoju bohaterki - traktujący jej prywatne słabości i długie miłosne niespełnienie, jako tło dla serii życiowych perypetii i rozterek. Bowiem to piękne kino skupiające się na porywach serca targających i równowagi uczuciowej poszukiwaniu. Wizualnie spójnie z właściwościami osobowości postaci i z lirycznym charakterem narracji. Europejskie kino najwyższej jakości, pod względem wrażliwości i artyzmu wyprzedzające co najmniej o jedną długość ostatnio dobre, lecz dość schematyczne i bezpieczne amerykańskie produkcje biograficzne.
sobota, 23 kwietnia 2022
Orville Peck - Bronco (2022)
piątek, 22 kwietnia 2022
The Batman (2022) - Matt Reeves
Czy progres jest immanentną cechą tej ikonicznej serii, na zawsze jej przypisanym? Czy każdy kolejny obraz o mrocznym rycerzu sprawiedliwości będzie pokonywał poprzeczkę zawieszoną przez poprzednika? Czy też ta passa się kiedyś skończy i kolejny twórca koncepcji “nowego” Batmana nie dokona swoistego cudu i nie pokona jakością swego poprzednika? Wiem, bo pamiętam to doskonale, (gdyż zawód częściej odciska większe piętno w pamięci niż zakładane z góry uniknięcie rozczarowania), że w tej regule był swoisty wyłom i to co zrobił Joel Schumacher w swojej nazbyt oczojebnej wizji, tak straszliwie tandetnie przypisany do Batmana charakter interpretując, na pomstę nawet do nieba zasługiwało. Potworna szmira mu już wówczas wyszła, a dzisiaj na tle konkurencji wręcz karykaturalna, ale prócz tej wpadki wszystko pozostałe potrafiło zawsze w fotel mnie wbijać, zanim zdążyłem znaleźć jeden tylko argument potwierdzający tezę, iż uparcie reanimowany kotlet nie będzie nadawał się do obwąchania, a co dopiero przełknięcia. Tym razem jednak Batman według Matta Reevesa i Batman zarazem w wykonaniu Roberta Pattisona, to jak zapowiadała krytyka ekstraliga nie tylko filmowego spojrzenia na super bohatera, ale i ekstraklasa ogólnie dramatu i thrillera sensacyjnego - meeega mrocznego. W sensie scenariusza (puenta i przesłanie zaiste w punkt) i w dodatku w kwestii konceptu wizualnego, bo ta ciemność wraz z merytorycznymi tezami, to głęboko wbijający pazury i rozdrapujący rany zdecydowanie bardziej realistyczny drapieżnik, a moje skojarzenia ogólne po seansie nie biegną li tylko w kierunku właściwych wcześniejszych produkcji, ale co mnie zaskakuje i odrobinę zastanawia jednak czy słusznie - w kierunku "ridley’oweskiej" wizji Blade Runnera i ostatnio (bez względu na finałowe przesadzone sceny) udanemu na tą klasykę spojrzeniu Denisa Villeneueva. Oczywiście Gotham to nie futurystyczne Los Angeles (nie tylko że bez neonów i permanentnego deszczu), ale sama idea wewnętrznej walki samego ze sobą i uporczywego grzęźnięcia w przeszłości, odkrywając strzępki obcych i własnych wspomnień, by tożsamości się doszukać, bliższa właśnie oficerowi K, niż chyba każdego wcześniejszego Bruce’a-Batmana. Ale wyrzucając z siebie bez ograniczeń więcej skojarzeń, te ulice i ten ich klimacior, to jak Nowy Jork w Taksówkarzu Scorsese, z mocnym dodatkowo akcentem klasycznego kina noir, a samo w wielości wątków wypełniających prawie trzy godziny projekcji tropienie tym razem bardzo niejednoznacznego przeciwnika, to niczym podążanie za Johnem Doe, z kultowego obrazu Davida Finchera. Poza tym to też dobre kino gangsterskie (wątek Turturro/Farrell) i przez użycie gadżetów bardzo widowiskowych, festiwal tylko (he he) trochę przesadzonych efektów specjalnych, a w końcu zawierające w sobie mnóstwo tajemnic i zagadek kino rewanżu, ekstremalnie kino krwawej zemsty. The Batman Reevesa, to przecież również po prostu wspomniany klasyczny film akcji i nawet jeśli można było się spodziewać że po sukcesie Jokera, ta splątana historia pójdzie w stronę psychologii, to ona (ta psychologia) rzecz jasna robi tu robotę, lecz ważniejsza jest jednak od niej sama spektakularna walka, aby widz przez rozplątywanie zawiłości psychiki bohaterów nie odbierał sobie przyjemności korzystania z walorów kina dynamicznej akcji. Tak się na koniec jeszcze zastanawiam i nie jest aby to rozkmina małej wagi, a wagi wręcz kluczowej, czy ten jak pies zbity, z traumami z dzieciństwa i rodzinnymi grzechami skonfrontowany "emo" Bruce Wayne, to dobry kierunek dla serii? I nie mam pewności, choć nie powiem, by mnie tak rozumiane terapeutyzowanie Bruce'a nie wkręciło. :)
P.S. Nie wyraziłem swojej opinii w mega emocjonalnym i całkowicie na serio tonie (a może się przekomarzam), bowiem nie potrafię już kina młodzieżowego odbierać jak kiedyś. Jak wówczas, gdy smarkaczem będąc (pozbawionym naturalnie dojrzale krytycznego przeżywania ekranowej narracji), jak i pełnym jeszcze młodzieńczej ochoty na konsumowanie przerysowanych historii o znamionach blockbusterowego kultu. Napisałem zatem poniekąd ironicznie, tudzież starałem się by zabrzmiało pokrętnie, nie chcąc pozwolić na jednoznaczne rozszyfrowywania moich odczuć.
czwartek, 21 kwietnia 2022
Chimaira - The Age of Hell (2011)
środa, 20 kwietnia 2022
Slayer - Diabolus in Musica (1998)
wtorek, 19 kwietnia 2022
Soulfly - Omen (2010)
poniedziałek, 18 kwietnia 2022
The Eyes of Tammy Faye / Oczy Tammy Faye (2021) - Michael Showalter
Przeżywające swoje złote lata amerykańskie telekaznodziejstwo na ekranie. Wielomilionowy biznes oparty na wciskaniu kitu i festiwal bizantyjskiej tandety, czyli historia zakończonego twardym lądowaniem, w niebiosa boskie odlotu Tammy Faye i Jima Bakkera. Szeroko rozpoznawalnych telewizyjnych ewangelików wyciskających z naiwniaków wsparcie finansowe i zmieniających przy okazji radykalnie sposób sprzedawania zbawienia. Kulisy kariery sympatycznych, choć specyficznie empatycznych hochsztaplerów, wierzących żarliwie w powierzoną im bożą misję, którym paradoksalnie skrzydła podcięli podli hipokryci z tej samej branży. Jeszcze bardziej szczwani spece od moralizatorstwa - tzw. kapłani medialno-politycznej manipulacji. Jednak przede wszystkim to tragiczna historia życia tytułowej Tammy Faye, której postać nie jest tak jednoznaczna jakby można po pozorach znajomości faktów wnioskować, bo tak jak bezrefleksyjnie wyciskała szołmeńskim wzruszeniem z naiwniaków kasiorkę i w luksusy bez krępacji opływała, tak sama była jak ta mała dziewczynka doświadczona matczynym odrzuceniem i ustawicznym zabieganiem o miłość oraz radykalnym religijnym wychowaniem kompletnie zwichrowana - co ją może i nieco usprawiedliwia. Jessica Chastain w tej roli wymiata i w pełni zagospodarowuje wszystkie walory wyrazistej postaci, poczynając od egzaltowanej na pokaz emocjonalności, poprzez szczerość zagubionego dziecka, po ekstremalnie groteskową fizyczność, która stała się jej znakiem firmowym i gwoździem do artystycznej trumny. Kapitalne aktorstwo, zasłużone wyróżnienie oscarowe tak dla Chastain jak i doskonałej charakteryzacji, a ponadto ekstra wypasiona mimika tych wiecznie na pokaz uśmiechniętych buziek, za którymi kryje się zarazem paradoksalnie autentycznie żarliwa wiara i tak samo silna chciwość. Bardzo dochodowe pajacowanie pod płaszczykiem wychwalania bożej miłości, z ustawicznym powtarzaniem biblijnych wersów. Manipulacyjny spektakl który masowo kupowany, bowiem wykorzystujący fenomenalnie siłę oddziaływania telewizyjnej propagandy odpowiednio ubranej i sprofilowanej pod potrzeby słabych, upadłych, zagubionych, porzuconych czy stojących na rozstaju dróg, bądź pozostających w traumie po tragicznych przejściach. Wsparcie i sensu życia tym samym dostarczanie, w sumie ludzi na własne życzenie oszukiwanie, a może bez względu na koszta jedyna szansa na ich uszczęśliwienie? Pięknie, choć bezpiecznie pod scenariusz wydarzenia zostały dopasowane i wszystkie mechanizmy psychologiczne i socjologiczne obnażone, więc jest co oglądać, mimo że dziełem filmu Michaela Showaltera nie mogę nazwać.
P.S. A ja przed seansem zakładałem, że to będzie tylko o psychicznych zaburzeniach i chciwości, innymi słowy w uniesieniu emocjonalnym religijnych bzdetów przyswajaniu, w bzdetach się utwierdzaniu i bzdetów za grube miliony sprzedawaniu. I w sumie by było, gdyby nie Jessica Chastain i koncertowe wyciśnięcie z roli wszystkiego możliwego.
niedziela, 17 kwietnia 2022
Amorphis - Halo (2022)
sobota, 16 kwietnia 2022
Les Choses humaines / Oskarżony (2021) - Yvan Attal
Wykorzystano tu dość rozbudowane wprowadzenie w konteksty społeczno-polityczne, ale także zawodowe i rodzinne bohaterów, aby w odpowiednio przygotowanym momencie wciągnąć widza we właściwy przedmiot dyskusji. Innymi słowy zaintonowano wstęp, podkreślono zawiązanie akcji i jej kulminację, a dalej rozbito na czynniki pierwsze wreszcie wszystko, co jest konsekwencją splotu skomplikowanego splotu okoliczności i uwarunkowań kulturowych. Wyszedł konsekwentny w każdym calu dramat dochodzeniowo-sądowy, kompleksowo przemyślany pod względem koncepcji tematycznej i scenariusza - z tezą precyzyjną oraz pod tą tezę rozpisanymi argumentami. Film z pewnością ciężki w odbiorze, o dużym ciężarze gatunkowym, podzielony na rozdziały w których osobista perspektywa spostrzegania sytuacji konfrontuje się podczas kluczowej rozprawy z istotnym dla budowania napięcia wykorzystaniem w narracji retrospekcji, a sama klamra finałowa może zaskoczyć, biorąc pod uwagę początkowe wątki i kadry. Niemal do końca równolegle śledzimy dojmującą relację z kobiecego koszmaru przechodzenia przez procedury i mierzenia się z traumą gwałtu i o męskim piekle stawiania odporu zarzutom oraz już na starcie wydanego wyroku. Film obiektywnie wyważony, w sposób odpowiednio do niejednoznacznej sytuacji zdystansowany, być może jednak subiektywnie dla kogoś kto z problemem osobiście się zetknął, przez ten pozornie zimny prawniczy charakter pozbawiony jasno ukierunkowanej empatii, czy ogólnie perspektywy głębszej wrażliwości. Ja także nie mam pewności czy taka do bólu neutralna formuła do mnie trafiła, mimo iż zdaję sobie sprawę że taka była fundamentalna koncepcja, by podważać i poddawać w wątpliwość, bez jakiegokolwiek stronniczego emocjonalnego angażowania. Kino które merytorycznie zaprzecza stereotypom i jednocześnie potwierdza schematy myślowe - zaprzecza tym obyczajowym, potwierdza zaś, iż Francja w tej poprawności politycznej się zagubiła.
piątek, 15 kwietnia 2022
Dziewczyny z Dubaju (2021) - Maria Sadowska
czwartek, 14 kwietnia 2022
Another Woman / Inna kobieta (1988) - Woody Allen
Przenikliwy Woody Allen, ale w tym przypadku maksymalnie poważny, bez charakterystycznego poczucia humoru. Tematycznie nie odbijający od kwestii psychologicznych relacji dalej niż zwykle, lecz poddający je tym razem bardziej dramatycznej wiwisekcji. Terapeutyczny dramatyzm przejmuje dominację, ale jest w nim też jakaś liryczna poświata, która ratuje go przed pełnym emfazy hiperintelektualizmem. Broni się dzięki temu przed zakalcowym charakterem, choć nie ma mowy aby osoba uczulona na przegadane sceny i uwznioślone treści uznała, że podczas seansu doskonale się bawiła. To akurat (jeśli mogę tak napisać) taki Allen almodovarowy - oczywiście pozbawiony tej kolorowej, fikuśnej scenografii wprost z obrazów hiszpańskiego mistrza. Ale tak widzę naturę Innej kobiety, jako bardzo wnikliwą, chwilami zbyt ofensywnie filozoficzną, jednakże też równie mocno rozgrzebującą problemy, których pozostawienie w spokoju wyrządziłoby mniej szkody. Wrażliwi intelektualiści jednak nie potrafią inaczej. :)
środa, 13 kwietnia 2022
El buen patrón / Szef roku (2021) - Fernando León de Aranoa
Wagi Blanco - jedna wielka rodzina. Szef jak ojciec, dba naturalnie nie tylko o kondycję firmy, ale jak zatroskany patriarcha firmowego rodu otacza opieką pracowników, martwiąc się oczywiście aby coś nie przeszkodziło tej wielkiej familii w funkcjonowaniu. Tak się składa że szefuńcio spodziewa się ważnej komisji, a kilka trybów ludzkich w maszynie zaczyna szwankować. Komplikuje się sytuacja, bo zwolniony pracownik robi zamieszanie protestując przed bramą wjazdową, bo stary pracownik nie radzi sobie z synem, którego towarzystwo na złą drogę sprowadza, bo wreszcie pracujący bez dotychczas jakichkolwiek problemów na kluczowym stanowisku przyjaciel z dzieciństwa ma akurat skomplikowane relacje z żoną. Bo to i tamto i szef aby spokój zapewnić i zadbać o wizerunek biznesu coraz głębiej w tematy nie tylko prywatności kumpla się zagłębia, odkrywając kolejne tajemnice powiązań. Ponadto szef jak to szef, który ma pozycję i kasę także dostaje to na co ma ochotę i ściąga tym samym na siebie konsekwencje romansiku. Wówczas robi się mega zabawnie, akcja jeszcze mocniej przyspiesza i po drodze dramatycznie gęstnieje, kończąc mimo wszystko kosztownym, ale jednak zaprowadzonym porządkiem. Chyba? :) To co się dzieje sporo zabawy widzowi dostarcza i zapewnia intrygująco spędzone dwie godziny podczas projekcji. Kilka odrobinę już wytartych schematów z popularnego ostatnio kina zapętlanych i napędzających katastrofę interakcyjnych emocji oraz dobre paliwo dla uniknięcia mega powagi w postaci ironii na pierwszym planie, a w tle wyjściowy dla historii mały świat relacji opartych na zależności w kapitalistycznym systemie dobrowolnego wyzysku. Bardzo solidna czarna komedia i do tego Javier Bardem w formie, więc git!
wtorek, 12 kwietnia 2022
Furioza (2021) - Cyprian T. Olencki
Podsumowując od razu, to ewidentne, że dla gówniarzy będzie to film, który w dosłowny sposób im zaimponuje i doda plus sporo do poczucia bycia w ich mniemaniu prawdziwym mężczyzną. Dla naładowanych wyłącznie testosteronem troglodytów także będzie filmem instruktażowym i w ogóle wysoko notowanym tematem w "towarzystwie". Zupełnie inaczej odbiorą go ci, którzy prócz oferowanych szczodrze fizycznych objawów własnej pewności siebie (co się kurwa lampisz?), dysponują też potencjałem na świadome racjonalne i krytyczne spostrzeganie rzeczywistości i oni "dokopią" się tutaj do sedna, bo Furioza nie jest li tylko prostackim perfidnym zbijaniem kasy na patologicznych sytuacjach, które miast promować, powinno się wszelkimi dostępnymi narzędziami zwalczać i chociażby w przestrzeni szeroko rozumianej kultury piętnować. Poza tym to konkretnie nakręcone, mocne, a nawet naturalnie brutalne kino, oparte na dynamice akcji i stale podbijanym poziomie adrenaliny, które mimo kilku warsztatowych zalet, chyba przez nie do końca uporządkowaną jednak narrację, nie wciąga jakby ambicje miało (wierciłem się na kanapie, a robaków nie mam). Doskonale zagrane (ale tylko role główne, naturszczycy jak naturszczycy robili swoje), bo trzeba przyznać robota castingowa w aktorskim środowisku zawodowym znakomicie została wykonana i ryje "znanych i lubianych" kapitalnie obrobione, aby strona wizualna była wiarygodna ("wydziarany" henną Damięcki bardzo dobry i cieszę się że nie tak groteskowy jak Gierszał w Najmro). Obejrzałem z niemałym zainteresowaniem i bez poczucia niesmaku jakiego mogłem się spodziewać, ale nie wiem czy to dobrze, że w tych dzikusach ludzi zauważyłem oraz tą braterską więzią się wzruszyć pozwoliłem? Dostrzegłem mimo to przede wszystkim takich wojowników z mocno poharatanymi psychikami, którzy powinni się jednak w średniowieczu urodzić, by w tych znacznie mniej cywilizowanych czasach rozwiązywać konflikty zupełnie wówczas niewyróżniającym się napierdalaniem białą bronią. Dzisiaj to patusowe wszystko przez ziomalstwo, poczucie wspólnoty i mentalność stadną, ale także chciwość i zwyczajne wysysane z ekranów smartfonów od dzieciństwa zamiłowanie do przemocy.