niedziela, 3 kwietnia 2022

The Hellacopters - Eyes Of Oblivion (2022)

 


Nie widzę potrzeby aby wstrzymywać się z wyrażeniem opinii. Nie dostrzegam powodu aby o takich płytach nie pisać wprost na gorąco, natychmiast w dniu w którym zaczęły kręcić się w odtwarzaczu. Bowiem bezpretensjonalny rock'n'roll nie wymaga skwapliwego i systematycznego wgłębiania się w kościec aranżacyjny, studiowania zagrywek i tworzenia wydumanych tez, dla których to czas materiały dowodowego dostarcza i jest wiarygodnym miernikiem ich zasadności. The Hellacopters wrócili, chociaż akurat Nicke Andersson nigdzie daleko poza retro rockowe ramy gatunkowe na dłużej łba ostatnio nie wystawiał i podobne stylistycznie nuty praktykował tak w swoim zastępczym Imperial State Electric, jak i jako solidne wsparcie na garach z ekipą Lucifer. Jest to jednak mimo wszystko zaskoczenie, gdyż sprawa The Hellacopters wydawała się już oficjalnie zamknięta i wieść o ponownym zwarciu szyków była sporym zaskoczeniem. Wystartowali na nowo i uczynili to z wielka klasą za sprawą trzech kompozycji ubranych w świetne teledyski. Każdy inny, lecz równie doskonały wizualnie i co najważniejsze muzycznie kapitalny. Dwa skoczne rockery - numer tytułowy, wcześniej Reap A Hurricane oraz ten nieco bardziej się wyróżniający czyli  So Sorry I Could Die, co czyni całość tak potrzebnie bardziej zbilansowanym i zniuansowanym. Nie tak żwawy, nie aż tak "lekkoduszy", za to w pamięć zapadający chyba najmocniej. Nie dziwi więc mnie, że kręcący się od nastu godzin w całości Eyes Of Oblivion, te akurat kompozycje w mojej świadomości wyróżnia, co jednak nie pozostawia negatywnego śladu na pozostałych indeksach, bo przecież jak to w przypadku The Hellacopters piosenkowy charakter muzyki i przywiązanie do energicznego rytmu powodują, iż album zlewa się w jednolitą całość i przyrodzona przebojowość w mało wytłumaczalny sposób nie dodaje im z osobna większej niż tylko względnej wyrazistości. Mnie to może kiedyś przeszkadzało, ale lata praktyki uczyniły mniej krytycznym, więc na Eyes Of Oblivion patrzę już na świeżo z perspektywy oczywistych oczywistości. Dostałem zatem cholernie witalnego rocka, czyli wszystko to czego oczekiwałem i nawet więcej w postaci wspomnianego So Sorry I Could Die i jedyne czego mogę się czepić, to zbyt krótki czas trwania i ograniczona do dziesięciu tytułów lista. 35 minut to mało, więc przycisk repeat musi być zawsze w zasięgu ręki. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj