środa, 6 kwietnia 2022

CODA (2021) - Sian Heder

 

Niskobudżetowa koprodukcja francusko-amerykańska, która z ogromnym powodzeniem walczyła na ubiegłorocznym festiwalu Sundance i jak już teraz wiemy okazała się angielskojęzyczną wersją tytułu pierwotnie dość już dawno nakręconego we Francji, zdobyła właśnie Oscara w kategorii najlepszy film. Podniosło się zatem oburzenie poczynając od podkreślania faktu iż to od strony produkcyjnej niżej niż wczesne netflixowe filmy, a wręcz nawet coś a'la typowo telewizyjne zapchajdziury kręcone dla publiczności nastoletniej, po nawet oskarżenia wprost o plagiat. Dlatego dość nieufnie ją przed seansem traktowałem, mając na uwadze, że nawet jeśliby nie wszystkie pretensje miały coś wspólnego z rzeczywistością, to jednak prawda rzekomo praktycznie bywa po środku, więc werdykt Akademii po raz enty mógł okazać się nie tylko kompletnym pudłem ale i strzałem w stopę coraz już marniejszej reputacji najbardziej rozbuchanej nagrody w światowym środowisko filmowym. Czas powiedzieć to wprost, że mimo cześć faktów się zgadza, to i tak ludzie ch*** się znają i oceniają po okładce, pozorami się kierując i nie dostrzegając kompletnie tego co głębiej pod niewątpliwą warstwą lukru ukryte. Wartość bowiem największa tego filmu, to jego kluczowa wada jednocześnie, obciążająca go niewątpliwie już na starcie w kontekście konfrontacji z kinem artystycznie ambitnym. Zgadzam się, iż to konwencjonalne, ale niezaprzeczalnie uczciwe kino o ludziach i relacjach, lecz też faktycznie kino chwilami nieznośnie „hallmarkowo-disneyowskie”, które przed programową przeciętnością, poniekąd ratuje spora doza, jednak pasującego do formuły niewyszukanego poczucia humoru. Staram się zrozumieć intencje stojące za kulisami "oscarowej" decyzji, próbuję się również przekonać, że czegoś ważnego nie wyłapałem i tym samym nie dotknąłem w pełni jego istoty. Na ten moment wymyśliłem coś takiego, iż nierzadko te proste historie korzystające z szablonowo powielanych metod i narzędzi, bez wydumanej pozy ale z szlachetnym przesłaniem równie ważne dla sztuki filmowej jak skupione na estetyce formy i treści nabrzmiałe od megalomanii ich twórców dzieła, przez profesjonalną krytykę ostro promowane. Szkopuł tkwi w tym, proste nie równa się prostackie, a łatwo przyswajalne to nie zawsze banalne. CODA (Child Of Deaf Adults) ma to pierwsze i drugie i ma to w tym dobrym tych słów znaczeniu. Ok, napisałem o niej dobrze, bo zasługiwała, ale prawda też jest taka że umówmy się, w oscarowej stawce były tytuły warte bezdyskusyjnie jeszcze więcej. Uprę się przykładowo przy tych Psich pazurach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj