Albert
Serra jak domniemam (jest nieco dalej niż początek 2022
roku i oglądam premierowo jego film), to szeroko doceniana, ale europejska awangarda kinowa, bowiem reżyser
który kręci niewiele, kręci bardzo
starannie z pełną premedytacją w stylu, który nie ma możliwości
aby otworzył gwałtownie jego obrazy na szerszą widownię. Nuuudzi bowiem, zanudziłby
każdego kto nie jest wystarczająco
w ambitnym kinie zahartowany. Jak dostrzegłem,
gdy jego dotychczasowe reżyserskie "emploi" przejrzałem,
każdy z tych obrazów
zamknięty w dopracowanej, lecz hermetycznej formie - stylowo i poetycko wyniosłej.
Każdy o barokowym przepychu
scenograficznym i kostiumowym charakterze,
a ostatni jak dotąd (podkreślam
nie widziałem prócz poddawanego refleksji dotychczas żadnego innego), to wielce
odważna i kontrowersyjna koncepcja, przez jednego z
krytyków określona wprost bardzo słabą pornografią. Śmierć Ludwika XIV sączy
natomiast perwersję innego gatunku, bo to masochistyczna przyjemność czerpania
satysfakcji filmowej z zasysania oczami obrazu ciągnącego
się potwornie ociężale (z wyjątkowym nawet jak na warunki egzaltowanego dramatu kostiumowego mozołem), ale zawierająca jednocześnie prócz bogactwa "koronkowej" ornamentyki, nie tylko pomiędzy wierszami
przebijające się
psychologiczne prawdy o człowieku z
piedestału i otaczającym
go dworze. Ludwik XIV z namaszczeniem opuszcza ten padół, a wokół niego swoje "theatrum" odgrywają naskakujący dworzanie, w tym cała elita hien
wszelakich, które
swoje zyskując, tymczasem do tej wegetacji
monarchy się przyczyniają. Groteskowe ploteczek popychanie i czasu zagospodarowywanie
poprzez arystokratyczne paplanie w klimacie sztuki teatralnej. Statyczny malarski obraz cierpienia w
dostatku. Męczy i atencje zyskuje - równolegle!
P.S. Gdybym znał na wyrywki filmy ikonicznej francuskiej Nowej Fali, to bym pamiętał kim jest Jean-Pierre Léaud i bym go rozpoznał w tej szałowej peruce. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz