Nieźli „twarzowcy” na ekranie - przez doskonałą charakteryzację lub fachowe uwypuklenie wyrazistych rysów stworzone zakapiory i bardzo mroczna, wręcz apatyczna atmosfera, w ciężkim jak diabli (bo życie jest gówniane) thrillerze kryminalnym. A można by pomyśleć, że Australia (bo tam rozgrywa się ta oparta na faktach historia), to słońce, plaże i w sumie może nie beztroskie, ale przynajmniej bezpieczne, bowiem słabo zaludnione pustkowia - więc trochę taki raj na Ziemi, a tu takie przygnębiające akcje. W centrum śledztwo w sprawie głośnego uprowadzenia i zabójstwa dzieciaka, a wokół sporo kontekstów psychologicznych. Doskonała wieloletnia skomplikowana policyjna robota, zakończona o włos pełnym sukcesem. Podstępy i manipulacje, zaangażowane, z poświęceniem odgrywane tajniackie role - inaczej kawał surowej instruktażowej gliniarskiej finezji. Nie ma jednak ciała, nie ma morderstwa! Technicznie natomiast rzecz mocarna, sugestywna i angażująca, mimo że depresyjnie mozolna, to z każdym kolejnym odkrytym fragmentem prawdy bardziej hipnotyzująca. „Wdychasz czyste powietrze, a wydychasz mrok”, stwierdza jeden z bohaterów i tak ten film wygląda, tak zarazem oddziałuje, takie robi wrażenie. Potwornie srogie doświadczenie, wysysające z człowieka energię, odbierające ochotę by wciąż w tym ludzkim gównie tkwić. Bardzo mocno wszelkim optymistom nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz