sobota, 29 października 2022

Di Jiu Tian Chang / Żegnaj mój synu (2019) - Xiaoshuai Wang

 


Co ja zrobiłem? Obejrzałem trzygodzinny dramat chiński - takiego egzotycznego kolosa, bo został swego czasu przez festiwalową krytykę dostrzeżony. Inaczej zapewne ten przesadzony (trzecia godzina zapełniona niestety zbyt tanim sentymentalizmem) obraz prezentowany na festiwalu w Berlinie na pewno nie znalazłby się w orbicie moich zainteresowań. Obejrzałem skomplikowaną, bo pokoleniową tragiczną historię obyczajową (film o ludziach i kamera blisko ludzi), z motywem długowiecznej przyjaźni egzaminowanej dramatycznymi wydarzeniami, zatopioną w kontekście tak politycznym jak społeczno-kulturowym chińskiego społeczeństwa. Surową egzystencję w państwie środka, inną mentalność osadzoną w zupełnie rożnej od zachodnio-europejskiej kulturze, ale gdzieś wizualnie jednak nasuwającą wschodnio-europejskie oczywiście skojarzenia, bo też co nie zaskakujące przecież z industrialno-kołchozową architekturą, licznymi absurdami państwa totalitarnego, komunizmu w rozkwicie i komunizmu pozornie zwijającego się na rzecz pełnego połysku kapitalizmu. Obejrzałem wypieszczone ujęcia, jak i prostotę środków wykorzystanych - świadome autorskie ograniczenia, dzięki estetycznej wrażliwości dodające mimo to plusy do efektu. Liczne retrospekcje, chronologiczny zamęt, także dość dużo między wierszami i trzeba było być bardzo uważnym, by te przeskoki wyłapywać, bo one absolutnie nie były podkreślane jakąś zmianą formy wizualnej. Obejrzałem nazbyt rozwlekłe kino, bez autorskiego powalającego charakteru i też bez mielizn nie do zaakceptowania, ale mimo że długie, to dobrze że nieprzeładowane megalomańską ambicją, a od strony fabularnej trudne do precyzyjnego rozpoznawania, bowiem liczne zakręty życiowe oraz wspomniany retrospekcyjny chaos obudowany kontekstami historycznego tła, nieco przytłaczały i bez koncentracji maksymalnej można było się zagubić. Ja się odrobinę pogubiłem, ale na całe szczęście w miarę szybko poskładałem układankę w całość i mogłem dzięki temu docenić dzieło jako całość. Obejrzałem finalnie (w trzech podejściach) dzieło złożone, poruszające - na swój egzotyczny i dla równowagi uniwersalny sposób fascynujące, choć formalnie bez przypisanego metodzie rozmachu finansowego, za to z przypisanym jej jednak niewielkim dryfem w stronę łzawej perswazji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj