Jedna z mniej znanych, ignorowanych w szerszym filmowym znaczeniu kart historii drugiej wojny światowej. Sprawa węgierskiej współpracy, wstydliwego sojuszu z nazistami i z obowiązku udziału węgierskich żołnierzy w okupacji terenów Związku Radzieckiego. Trochę ostatnio tego kina wojennego z perspektywy „sił zła” się kręci i uważam że wychodzi to rozliczanie się z własnymi demonami naprawdę zacnie, tak pod względem warsztatowym jak i merytorycznym. Doskonale pamiętam także pozbawionego rozmachu batalistycznego Kapitana w reżyserii Roberta Schwentke, stawiam sporo iż tak też pewnie poniekąd będzie w najnowszej premierze z gatunku. Na zachodzie bez zmian już wkrótce na ekranach, a ja zanim sprawdzę co tam z klasyki w tej odsłonie wydobyto donoszę, iż tu wyrzeźbiono kawał wielkiego poprzez swój minimalistyczny i eksponujący przede wszystkim obraz beznadziei i cierpienia charakter, wojennego filmidła. Jednak węgierski dramat Dénesa Nagya okazuje się historią uniwersalną, wprost jeśliby brać pod uwagę tylko zasłonę milczenia i odpowiedzialności taką samą, jak wciąż traktowane niczym napaść na polski patriotyzm, odzierające wojenne dramaty z prostackiego podziału na dobro i zło relacje z pogromu w Jedwabnem i z taką samą reakcją histerycznego wyparcia prawdy u nas jak i na Węgrzech, o czym dowodzi masowa nacjonalistyczna akcja oczerniająca tak autora powieści w osobie Pála Závady, jak i odpowiedzialnego za jej filmowy obraz reżysera. Bez względu wszak na smutny współczesny odbiór zawiłej historii, ona jako dzieło filmowe przemawia w tym miejscu do mnie obrazem, a słów jest w niej jak na lekarstwo. Oddziałuje statycznymi sytuacjami wojennego dnia codziennego, głęboko drenując problematykę człowieka pod wpływem ekstremalnych uwarunkowań i jego reakcji na ewidentne zło. Z perspektywy żołnierza okupanta, pośrednio partyzanta i chłopa z okupowanych wiosek - każdego z nich jako ofiary wojennej pożogi i najgorszych instynktów budzących się kiedy trwa walka z nienawiści. Nagy wyciska tą ascetyczną metodą z tematu milczeniem więcej niżby tysiące, miliony słów w przeładowanym akcją każdym innym wojennym dramacie i ja szanuję nie tylko odwagę jego jako człowieka niestety świadomie ściągającego na siebie kalumnie środowisk narodowych, ale także mam szacunek do sposobu w jaki systemowo przekłamywaną obecnie historie w racjonalnym świetle prezentuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz