Nie odwołam swoich krytycznych, tudzież bardziej precyzyjnie pisząc, nie tak entuzjastycznych opinii jakie swego czasu chóralnie wyrażali członkowie Academy of Motion Picture Arts and Sciences w stosunku do debiutu Jordana Peela i nie będę się upierał przy swoim na potrzeby własnego ego, lecz poniekąd dla udowodnienia, że nawet jeśli mogę się mylić i zbyt pochopnie uznałem Get Out za wówczas obraz któremu życzeniowo dodano to, czego w nim jednak nie było, to przyznam już bez jakiejkolwiek pokrętnej argumentacji, iż Us miało już wyraźnie to wszystko czego w pierwszym tytule reżysera być może nie dostrzegłem, a co jak wspomniałem być może tylko w moim przekonaniu zostało mu dodane. I biorę to na klatę. :) Podobnie o Nope pisząc, mogę już bezczelnie podpinać się pod masową akcję komplementującą tak sposób kręcenia Peele'a, jak umiejętność błyskotliwego budowania złożonej opowieści, która pod pozorami blockbusterowej rozrywki przemyca tak samo wiele fanowskich kinowych inspiracji, jak też ambitnych warstw intelektualnych. Za tym co zasadniczo wygląda jak wysypywanie z dziecięcego worka z zabawkami kolejnych ulubionych towarzyszy dorastania, tutaj w sensie konkretnych autorskich reżyserskich nawiązań i budowania z nich finezyjnej formy, kryje się drugie, albo nawet i trzecie dno i fajnie się te odwołania inspiracyjne tropi, łączy i wyciąga z nich zaskakująco rozbudowane wnioski, a poza tym tak narracyjnie rozrywkowo i technicznie warsztatowo to fantastycznie prądzi. Czuć że Peele doskonale bawi się tworząc spielbegrowskie widowisko, w którym akcja mknie jak nakręcona i nie ma czasu na większy oddech, bo płynnie oryginalne pomysły i przekalkowane nawiązania przechodzą w kolejne - innymi słowy bodziec tworzy reakcję, a reakcja jest natychmiast bodźcem wywołującym kolejną, ale w tym pozornym szarżowaniu i przerysowywaniu na potrzeby jednak satyry, nie ma absolutnie błaznowania, a wręcz jest przemyślana filozofia i bardzo na bogato podana intelektualna ambicja. Wizualnie wygląda wszystko perfekcyjnie - operator fantastycznie wydobywa z ujęć i kadrów zamierzony efekt i nakręca dynamikę, spece od efektów specjalnych umiejętnie zapierają dech w piersiach realizacją pomysłów scenarzysty i reżysera w jednej osobie, któremu nie brak absolutnie artystycznej wyobraźni, metaforycznego poczucia humoru i inteligencji, by łączyć je w spójny koncept. Ekstra koncepcja się za tym kryje, pomysł banalny, a niecodzienny by akurat tak ożywiać ludzkie lęki przed inwazją obcych form życia oraz wyeksponować dzikie zwierzęce instynkty pozornie tylko przez zaślepionego zyskami człowieka kontrolowane. Powiązać historię kinematografii, pierwszej istniejącej rejestracji ruchomego obrazu z westernowym niemal wątkiem koniarskim, ale też szczwanie dołożyć przemysłowi rozrywkowemu. Doprawdy niezłe motywy fabularne, ciekawa wizualna filozofia i finalnie naprawdę świetne ambitne kino bez spiny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz