niedziela, 16 października 2022

Tove Lo - Dirt Femme (2022)



 
Pozornie tylko zwariowałem że zawracam tu głowę mainstreamową gwiazdeczką! Tove Lo, czyli Ebba Tove Elsa Nilsson, to wokalistka która zrobiła już na tyle dużą karierę i potrafiła wbić do ramówek stacji muzycznych hulający w kółko hicior (Habits), jednak w tym jej fruwaniu po mega popularnych kanałach nie ma tego typowego, chociaż od czasu do czasu przełamywanego przez pojedynczych artystów z prawdziwego zdarzenia banału, jedno czy też półsezonowego. Bowiem myślę iż spora część z kompozycji pod jakimi wraz z doskonałymi producentami się podpisuje, jest przykładem bardzo ciekawe eksplorowanej ejtisowej sceny syntezatorowej i mądrym korzystaniem z jej dorobku. Korzystaniem ostatnimi czasy bardzo oczywiście popularnym, ale jak to bywa z powracającymi w kółko trendami, raz kompletnie bezmyślnie stare wzorce się kopiuje, innym razem intrygująco aranżuje do własnego stylu, bądź po prostu współczesności, innymi jeszcze tworzy się na ich bazie coś zupełnie nowego. Tove Lo jest na Dirt Femme gdzieś pomiędzy tym drugim i trzecim, a brzmienie i zabiegi ekipy odpowiedzialnej za ostateczny szlif brzmieniowy firmowanych jej pseudonimem numerów ma naprawdę dość szeroką amplitudę inspiracyjną, bo to nie jest tylko coś w rodzaju electro popu sprzed trzech prawie dekad, ale słychać też w nim nawiązania do bitów nabijania z początku nowego millenium (Pinneaple Slice), rockowy niemal pazur, bez jednak wykorzystania wioseł w Im to Blame czy True Romance, w którym akurat mnie zachwyca doskonale wyeksponowaną chrypką w głosie. Często i gęsto groove i puls jest fajnie zakręcony i najbardziej słychać to w Kick in the Hand, jednak flagowe jej granie to to z mega hiciorów jaki jeden otwiera, drugi zamyka Dirt Femme. Fantastyczny No One Dies From Love i How Long są przykładami tanecznych perełek, które cudownie bujają, ale też przez ozdobienie ich świetnymi obrazkami i uwypuklenie warstwy tekstowej, nie są tylko standardowymi piosenkami o niczym. To też różni twórczość Ebby, że jest o czymś i nie boi się ona w lirykach podejmować tematów mało popularnych, bądź wprost przełamujących tabu. Nie mam pewności ile w tym działaniu perfidnego żerowania na kontrowersji, a ile naturalnej potrzeby wyrażenia się artystycznego, ale intuicja podpowiada mi, że tu chodzi jednak bardziej o bycie w zgodzie ze sobą i intelektualną wolność, ponad zwrócenie na siebie uwagi skandalem. W sumie jaki to skandal pokazywać w teledyskach więcej ciała, w czasach kultu ciała. :) Tove Lo jest odważna, przekracza granice, ale robi to dojrzale z wdziękiem, a muzyka która towarzyszy tym performansom mnie dosłownie rusza. Może też dlatego, że jak mam już zanurzać się w popie, to najczęściej pluskałbym się w tym Szwedzkim popu potopie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj