Nie wiem jakim impulsem kierowany postanowiłem wrócić do Superchargera (nadal uważam że to potwornie banalny, a wręcz gUpi tytuł :)), ale kiedy po wieeelu latach odświeżyłem czwarty long MH, to okazało się że przypomniałem go sobie zupełnie na nowo i dziwię się iż po przeprosinach z The Burning Red, które zresztą nastąpiło też wieeele lat temu, jakimś cudem nie przeprosiłem się z tym (no nie wierzę) równie doskonałym albumem. Oficjalnie donoszę że wypłaciłem sobie karnego plaskacza za tą kompletna moją głupotę i teraz będąc już prawie że wieeekowym facetem, ja kU Rwa dzięki wcześniej przeklinanym numerom czuję się jak trochę starszy smarkacz i absolutnie nie rozumiem jak to dziwnie jest, bo przecież wówczas pełen młodzieńczej werwy powinienem docenić energetyczny wygar, jaki od startu do finału został na ta płytę wbity. Więcej! Ja teraz twierdzę że Supercharger kapitalnie żeni stare (Burn My Eyes, The More Things Change...) z wtedy potwornie nowocześnie "skocznym" (madafaka!) The Burning Red i te 14 kawałków, może i z czasem trwania odrobinę przesadza, ale nie bardzo wiem którego indeksu należałoby się pozbyć aby płytę uczynić bardziej okrojoną, a przez to zwartą. To dość niecodzienne aby godzinną porcję agresji chcieć natychmiast odtworzyć ponownie po wybrzmieniu ostatniej nuty, a ja obecnie tak mam że gdzieś odruchowo paluch ląduje na przycisku zapętlenia i dziwię się sobie co mnie tutaj wcześniej wkU Rwiało? Może te wprost motywami nawiązania do patentów też wokalnych sprzed kilku lat (Only the Names, All in Your Head, American High na przykład) - ale jak je tam lubiłem, to dlaczego odrzucały tutaj? Prawda leży gdzieś pośrodku, znaczy nie jest jednoznaczna, tak jak pośrodku leży Supercharger, bo jest tu kilka wałków które nazbyt jeden do jednego śmierdzą kopiowaniem. Niby Robb uderza w klimaty nu metalowe, ale też właśnie obficie korzysta z dosłownych autocytatów, a mnie dzisiaj wreszcie podobają się te wszystkie najbardziej stąd znane kompozycje, jednako moimi faworytami uznaję raz Nausea, dwa Trephination i trzy trzeci w programie White-Knuckle Blackout!. Bowiem przede wszystkim te dwa z wymienionych, to jest coś tutaj pośród reszty innego, coś względnie poszukującego.
P.S. Też tak sobie jeszcze kombinuję, że może o Supercharger tak łatwo zapomniałem, gdyż potem był WIELKI Through the Ashes of Empires, koncentrujący przez wieeele lat moją uwagę, a przypomniałem sobie o nim, gdyż do wydania Of Kingdom and Crown przeżywałem totalny zawód kompozycyjną formą Flynna i w tym roku odżyły moje nadzieje na doskonałe kawałki MH, bo ten ostatni z wymienionych jest po prostu DOSKONAŁY. Ufff! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz