środa, 5 października 2022

The Story of My Wife / Historia mojej żony (2021) - Ildikó Enyedi

 

Zmagania Jakob Störra w siedmiu lekcjach. W siedmiu lekcjach wykład z rozwiązywania problemów praktycznych, życia towarzyskiego, utraty kontroli, siły zmysłowości, pogoni za rzeczywistością, odpuszczania, z klamrą, epilogiem „siedem lat później”. Na podstawie powieści Milán Füsta film sensualny, tajemniczy, emocjonalny, choć tymi emocjami nie szantażujący widza. W nim spojrzenie wysublimowane i wnikliwe oraz aktorstwo przez pryzmat także doskonałych wyborów castingowych soczyste. Film niezwykły pod względem budowania portretów postaci, z głębokim ukłonem w stronę staranności eksponowania zarówno złożonych, często prozaicznych spontanicznych motywacji, jak i tym samym motywacji wynikających z zaspokajania potrzeb z rejonów podświadomości. Także warstwa ilustracyjna, zdjęcia, kadry oraz budowanie napięcia to poziom absolutnie mistrzowski. Jest w nim gigantyczny urok wizualny, ale jego atutem równym niemu gra psychologiczna, intryga w sensie tajemnicy i doskonałe jej uchwycenie w każdym detalu mimiki, gestów. Historia wciąga, intryguje, zawiesza widza na spostrzeganiu pięknych detali produkcyjnych i warsztatowych, tak gry aktorskiej jak i chemii pomiędzy postaciami. W nim myślę spotkały się i zapewne ku zaskoczeniu wielu widzów (także moim) i idealnie współgrały, zamiłowanie do klasycznie rozbudowanych i rozpostartych w czasie historii, gdzie między innymi bohaterowie nie stanowią wyłącznie dekoracji, a reżyserską optyką, która z powodzeniem sięga po narzędzia wprost z kina wysokich ambicji i świadomie ograniczanych do kameralnej finezji możliwości. Dzięki temu powstał film poniekąd epicki, bez epickiego przepychu, który z powodzeniem doceni widz kochający w kinie jego archetypiczną istotę, jak i ktoś poszukujący ekscytacji formalnymi niuansami kina dalekiego od popularnego. Dojrzały film o miłości i fascynacji, manipulacji, iluzjach i fałszywych interpretacjach, lecz nie wyłącznie! Jestem zachwycony, ale zastanawiam się też czy nie uległem pewnej ułudzie, za którą stoi rodzaj naturalnej naciąganej identyfikacji, ponieważ/przecież nie jestem kapitanem frachtowca. :)

P.S. Spodziewałem się że napiszę iż po reżyserce Duszy i ciała oczekiwałem więcej. Więcej wyrazu, wiraży intelektualnych i psychologicznych labiryntów, a było bezpiecznie i tylko wizualnie widać, że to praca kogoś kto ma nietuzinkowe spojrzenie i za kim stoi doświadczenie wieloletniego doskonałego filmowego oka wykorzystywania. Napiszę, że baza w postaci klasycznie wyglądającej powieści narzuca jednak standardowe motywy narracyjne, a one mogą okazać się mdłe w tak długim metrażu. A jak widać napisałem (he he) inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj