piątek, 8 kwietnia 2022

The American / Amerykanin (2010) - Anton Corbijn

 

Anton Corbijn to jest ktoś! Nawet kiedy jego styl opowiadania sporą grupę widzów może wręcz zanudzić i oni tym samym zawiedzeni, że seans wymęczyć musieli, niezbyt pozytywnie przysłużyć się promocji są gotowi, zawsze może liczyć na wierną publikę, która w atmosferze skupienia jaką zawsze jest w stanie skutecznie na ekran przenieść się lubuje. Wchodzi gość fabularnie w buty biograficzne i buty thrillerowe, z powodzeniem też w dokumencie muzycznym się odnajduje i robi w tych gatunkach doskonałe filmy swoje i po swojemu. To zaś cecha tylko twórców wybitnych, aby korzystając ze stylistycznych szablonów zbudować atmosferę immanentną i od razu rozpoznawalną, kojarzącą się z konkretnym z imienia i nazwiska twórcą. Nie jest to w przypadku Holendra może poziom artystyczny taki jak WIELKIEGO Paula Thomasa Andersona, ale ten sam poziom autonomii reżyserskiej i często bardzo bliski jeśli chodzi o finałowe efekty. Ja przynajmniej dotychczasowe prace twórcy filmowej biografii Iana Curtisa łykam na bieżąco bez popity i tylko do Amerykanina długo się przekonywałem, bo lawina nieprzychylnych recenzji nawet mnie potrafiła skutecznie odstraszyć. To jest tak, iż po seansie nie miałem już wątpliwości, one jedynie skutkiem wertowania netu przed się pojawiały i stąd opóźniona znacznie premierowa projekcja nastąpiła. Dzięki reżyserskiej wnikliwości z niezłego jak myślę tylko scenariusza, powstał znakomity portret psychologiczny, mam jednak sceptyczne nastawienie do głównej kreacji i zastanawiam się czy w tej wyciszonej roli Clooney akurat sprawdził się równie dobrze, jak tam gdzie mógł dać się ponieść dynamice wpisanej w charakter postaci. Myślę iż konieczność zatrudnienia intensywnie eksploatowanej gwiazdy, nie musiała się wiązać z takim oczywistym przez pryzmat urody wyborem, aby finalnie cechy charakterystyczne jej aktorstwa kłóciły się może z potrzebami roli, a tylko fizyczne walory świadczyły na korzyść. Mam więc takie drobne pretensje i wyrażam swoją obiekcję, upierając się że mógł to zagrać ktoś inny, bo Clooney jako introwertyczny zabójca, to jednak szkoda dla obrazu. Być może to tylko mój problem i niewielu poza mną obecność "twarzy" Clooney'a w kontekście roli przeszkadza. Nie chodzi też o brak sympatii, bo tak samo na przykład Seana Connery'ego jako aktora szanuję, ale nie w każdej roli go widziałem. Tak spostrzegam warsztat Clooney'a, iż on jest dobry, ale nie wszędzie musi pasować. Tyle o nim, więcej już tylko o właściwościach samej produkcji. Klimat, znaczy atmosfera, sposób narracji, opowiadania historii i w końcu sama historia, czyli fabuła. Niezły w zasadzie w większości milczący portret psychologiczny i aura jaka powiązana z sennym włoskim miasteczkiem. Fiat Tempra i skutery w uliczkach, pomiędzy uroczymi kamieniczkami. Jakiś sekret w człowieku, jego względnie otoczona tajemnicą profesja i presja z którą ona powiązana. Zlecenie, znaczy robota do wykonania i chyba też mimo wszystko rozterki, a przede wszystkim tęsknota za innym życiem i spełnieniem naturalnej potrzeby latami tłumionej. Nie jest to szczyt scenariuszowych możliwości i melodramatyczny kontekst w nim zawarty nieco banalnością trąca, ale ogólnie ma swój czar, a między wierszami największy to ta Włoszka której doskonałości fizycznej nie ma się co dziwić, że taki nawet przeprzystojny podobno Clooney ulega. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj