poniedziałek, 12 grudnia 2022

Ucieczka z kina "Wolność" (1990) - Wojciech Marczewski

 

W plejadzie wielkich męskich aktorskich postaci między innymi Gajos, stanowczy lecz wyczerpany i totalnie zniechęcony, Zamachowski mało rozgarnięty i bardzo wyraziście roztrzęsiony, Fronczewski zaś taki jak to na wysokim stołku, obok krótko ale konkretnie Kowalski, Peszek, Bista oraz Barciś żywo w musztardówkach. Lokacje i wnętrza obskurne - polska rzeczywistość ejtisowa jeden do jednego. Pozornie absurdalnie, wprost groteskowo - nad wyraz przenikliwie, ale w znacznie pokręconej merytorycznie formie. O epoce strachu i działaniu pod presją lęku. O ludzkim (ubranym w metafory) oporze w stosunku do nieludzkiej władzy - buncie materii, bo ludzie przestali się buntować, więc no materia… O cenzorskiej robocie przekornie i finezyjnie - bo czemuś się cenzorze tak ześwinił i czemu nie masz siły się podnieść? Wreszcie o odwadze - przejściu na drugą stronę barykady, druzgocącej konfrontacji z ofiarami własnej działalności, zatem o sumieniu i sumienia (czy czegoś w tym stylu) wyrzutach. Tylko pozornie koronkowa warsztatowa robota, wprost bez znamion finansowego przepychu produkcyjnego. Surowo, jednak dzięki temu sugestywnie i autentycznie, odzwierciedlając charakter miejsca, czasu i politycznych okoliczności. Ustroju zamordystycznego, niby silnego a w rzeczywistości słabego słabością obsesyjnego strachu przed buntem odwagi i potrzeby zwykłej przyzwoitości. Błyskotliwa, choć może momentami realizacyjnie niezgrabna metafora stanu rzeczy, przez pryzmat doświadczenia podłego systemu politycznego. Formalnie mroczna i przygnębiająca, jednako inna, lecz wciąż wtórna w stosunku do allenowskiej Purpurowej róży z Kairu. Ale to nie problem!

P.S. To taka sytuacja, która jest dla mnie osobistym przełomem. Przełom tkwi w tym, że jako smarkacz przebywający na koloniach w dość dużym mieście, w ramach kulturalnego wtajemniczenia, trafiłem wraz oczywiście ze starszą grupą na seans Ucieczki i ta atrakcja wówczas wątpliwa kompletnie dla mnie w warstwie merytorycznej, zniechęciła mnie na lata do obrazu owego. Nie przypuszczałem wtedy, że po dekadach uznam Ucieczkę za rzecz wybitną, a to oświadczenie będzie raz kosztowało mnie przyznanie się do mojej naturalnie młodocianej słabości intelektualnej, dwa dopiero przyznanie się do niej po tak wielu latach. :) Pamiętam też, że wielokrotnie sam siebie przekonywałem iż wartość filmu Marczewskiego jest może nie mizerna, lecz wątpliwa i wielce przeceniana, a liczne seanse telewizyjne omijałem szerokim łukiem lub szybko podczas nich się zniechęcałem. Ostracyzm z jakim traktowałem Ucieczkę, był rzecz jasna absolutnie irracjonalny i dziś posypując głowę popiołem klnę się że podobna sytuacja nigdy więcej się nie zdarzy, a mogę to świadomie i wiarygodnie uczynić, gdyż w wieku w jakim obecnie jestem pewnie cienia arogancji i ni pół cienia ignorancji we mnie nie pozostało. A może mi się coś pomieszało? Może rzeczywistość zbytnio zlała się z wyobraźnią, lub zwyczajnie pamięć zawiodła? Już tego nie zweryfikuje. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj