Nie bardzo kompletną świadomość mając czego się spodziewać, po pierwszych ujęciach pomyślałem, że takiego horroru podświadomie pragnąłem. Przypominającego te wszystkie klasyczne brytyjskie, przede wszystkim klimatyczne produkcje sprzed lat, gdzie mgła wisi i noc sama trwoży, a rzecz rozgrywa się w posiadłości z liczącą setki lat historią. Pragnąłem, ale w sumie niekoniecznie praca Joanny Hogg dała mi okazję zatopienia się w czymś w tym dokładnie stylu intensywnie, bo gatunkowo raczej stary horror i Odwieczna córka się rozjeżdżają, a ta zasadnicza w scenariuszu tajemnica, to zagadka co szybko budzi właściwe podejrzenia i nią naturalnie być przestaje, bez względu, iż do finału się ostatecznie nie zdradzając, nie odkrywa. Nie sprzedam tu teraz spojlera, ani nawet mgliście na oczywiste tropy nie naprowadzę, bowiem to zbędne - sami wyczujecie co jest grane. Podsumuję jeno, iż Odwieczna córka nie była klasycznym horrorem, tylko skupioną i mizernie wątłą dramaturgicznie psychologiczną inscenizacją w teatralnym stylu, z przewidywalnym quasi twistem, z głębszą tezą, jednako bez głębszych wyjaśniań, uratowaną częściowo jedynie tak mgłą typowo brytyjską, jak podwójną rolą Tildy Swinton (dla niej to żaden problem, więc skutecznie dwoi, a nawet troi się - umownie, w cudzysłowu) uzyskując jak domniemam w założeniu też było, kompletną nad historią dominację. To by było tyle, na ile!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz