poniedziałek, 23 marca 2020

Little Women / Małe kobietki (2019) - Greta Gerwig




Sława tego tytułu (nigdy do tej pory nie była) i nie jest też jak przypuszczałem w najnowszej odsłonie determinowana jakimś niezwykłym talentem reżyserskim. Wprawdzie krytyka od kilku lat (znaczy od Lady Bird) jest dla Grety Gerwig wyjątkowo łaskawa i zapewne w jej intelektualnym spojrzeniu upatrywało się usprawiedliwiania dla kolejnej ekranizacji (może nawet tej najlepszej), ale z kolei dla mnie były te apetyty odrobinę niezrozumiałe, bo na wyrost czynione. W tym akurat przypadku finalnie wyszło Grecie bardzo dobrze, a może rozbierając efekt na segmenty to właściwie poprawnie przez pryzmat wykonanej pracy reżyserskiej. To świetnie że fabuła oparta na poczytnej powieści Louisy May Alcott, która to po raz kolejny przez filmowców zostaje adaptowana, nic nie traci, a nawet pewnie w tej odsłonie zyskuje w oczach miłośników stęsknionych rozbudowanych obyczajówek. Upierać się zamierzam wszelako, że pomimo ekscytacji środowisk filmowych osobą Grety Gerwig, największą wartością tej niewątpliwie pięknej opowieści o znaczeniu bliskości rodzinnej, dojrzewaniu i konfrontacji młodzieńczych marzeń z wymagającą rzeczywistością (czy porywach serca w konfiguracjach różnorodnych temperamentów i osobowości, jako rodzaju szybkiego kursu dorastania do rozczarowań, czy wielkich tragedii), jest niezwykle urokliwa scenografia, stanowiąca przynajmniej w moim przekonaniu kluczową wartość finałowego wrażenia. Subtelna muzyka i wizualna uroda idealnie współgrają, tworząc wspaniały klimat rekompensujący tym samym trochę mało przejrzysty charakter chaotycznej narracji - warunkowanej rzecz jasna rwącym potokiem kwestii wypowiadanych przez postaci. Poza tym aktorskie kreacje są przepyszne, a każda z młodych dam zaangażowanych przez producentów (zakładam w porozumieniu z dopieszczaną Gretą Gerwig), idealnie obsadzona zostaje ze względu na naturalne predyspozycje czy wcześniej już zdobyte doświadczenie filmowe. Są tutaj też oczywiście w wyśmienitej dyspozycji obecni panowie, z których z pewnością płci pięknej najbardziej w pamięć zapadnie wyrosły już na dobre na najgorętszy młody talent aktorski Pan Timothée Chalamet. Przez pryzmat aktorski i wizualny praca ekipy dowodzonej przez Grewig doskonale przysposabia i inscenizuje literacki materiał źródłowy, powodując że ta z racji tematyki i mentalności kobieca opowieść potrafiła zauroczyć nawet w moim przekonaniu dość trwale impregnowanego na czułostki faceta. I to jest też dla mnie największe zaskoczenie powyższej sytuacji, że tak jak podkreśliłem z początku, to ja metodycznej ręki reżyserskiej i wizjonerskiego oka Gerwig nie spostrzegam jako jakiegoś fenomenu, to jednak szanuję jej staranny warsztat, estetyczne spasowanie i emocjonalne w wykonaną pracę zaangażowanie. Obiecuję więc że będę śledził nie tylko jak do tej pory jej aktorską karierę, która wbrew przyjętej ogólnie opinii zdaje mi się mimo wszystko wyprzedzać jakościowo tą reżyserską. Podpisano – człowiek czasami omylny. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj