To zabrzmi dość niespójnie, może nawet kuriozalnie,
ale The Professor to naprawdę zabawna komedia o wielkim osobistym ludzkim dramacie. Nie do końca jednak typowa tragikomedia z chorobą
cywilizacyjną, jako katalizatorem następującej w błyskawicznym tempie radykalnej przemiany. Motywem przewodnim w niej żegnanie
się z życiem, inaczej koszmar długiego konania, mimo iż pozbawiony afektacji, to śmiertelnie na poważnie, lecz bez stałej cierpiętniczej miny
na osłupiałej twarzy ofiary. Z cierpieniem fizycznym, ale poniekąd bez stałej potwornej męki duchowej. Bohaterem filmu Wayne'a Robertsa Pan Profesor literatury z elitarnego college'u, stający zbyt szybko u kresu życia. Człowiek z pozycją zawodową i jednocześnie (jak to częstokroć w parze idzie) z ciężarem rodzinnego zaniedbania - budowanego bezrefleksyjnie przez lata konsekwentnego oddalenia z partnerką. Na ekranie dojrzały wiekowo Johnny Depp, stający zdecydowanie na wysokości ambitnego zadania. Wymogu zagrania roli nieoczywistej, wymagającej paradoksalnie dosadnej szarży, trzymanej jednocześnie w ryzach, aby cienkiej granicy pomiędzy dobrym smakiem, a tandetną groteską nie przekroczyć i całej roboty śpiewająco nie spier..., znaczy zniweczyć. Kino zadające właściwe
pytania bez irytującej egzaltacji, kino zarazem przewrotne jak i zasadniczo w odważny
aczkolwiek wartościowo ciepły sposób podające nie całkiem na tacy uniwersalne prawdy. Czym
jest szczęście, stabilizacją czy szaleństwem niemal bez ograniczeń? Czy przez życie z satysfakcją przeszedłeś, czy tylko egzystowałeś w codziennym kieracie? Ile spieprzyłeś i ile masz jeszcze czasu by tony błędów, choć odrobinę naprawić? Na czym się wreszcie skupić kiedy dni policzone? Te powyżej wymienione i sporo jeszcze innych pytań się nasuwa, wprawiając w drganie refleksyjną nutę. Świetne
dialogi (pewnie ktoś zauważy, że nazbyt efektowne), ale dla mnie bez większego znaczenia ta relatywna wada, gdy przesiąknięte one doskonałym sarkastycznym poczuciem humoru i głęboką treścią w formule odnajdywania ważkich sugestii także pomiędzy wierszami. Bardzo dobre, chwilami nawet kapitalne kino, stylem
humoru myślę, że śmiało nawiązujące do American Beauty i naprawdę świetnie przez łzy bawiące. Kino wielkiej wagi, z wielkim ironicznym uśmiechem i urwanym finałem, jednak pomimo wymienionych powyżej zalet, to jednak trochę poniżej poziomu klasyka Sama Mendesa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz