Wówczas, a było to na
przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych głośny obraz Johna Schlesingera zaliczony został
naturalnie do kategorii tych mocno kontrowersyjnych, gdyż tematyka w nim odważna i autentyzm
prezentacji rzeczywistości brutalny, bez zawoalowywania czy innego
przypudrowywania tu i tam dla uzyskania kategorii szerszą publikę gwarantującej. Rzecz o teksańskim
młodzieńcu, który któregoś dnia wyrywa się z prowincji zmierzając na wschód ku nowym
wyzwaniom, z nadzieją na zmianę pozbawionego dotychczas perspektyw losu. Motywem
przewodnim jego żałosna nowojorska kariera żigolaka - unikając eufemizmów i
nawiązując do bezpośredniego charakteru filmu, po prostu męskiej prostytutki. Śledzimy łańcuch przygnębiających
interakcji i splot okoliczności punktujących bez ogródek naiwność przybysza, w
zderzeniu z bezwzględną rzeczywistością - spotkanie prowincjonalnej, a nawet
wprost wsiowej mentalności z nowojorskim blichtrem, na drugim biegunie środowiskiem kloszardów i w ogólności wielkomiejskim moralnym
zepsuciem czasów rozwiązłości. Wielkie miasto wielkich szans, w teorii tylko, bo skądinąd w praktyce wylęgarnia wszelkiej maści odszczepieńców, wykolejeńców czy paranoików. Jak przyjeżdżasz tam
nikim i masz do zaoferowania od siebie tyle co innych tysiące goniących za
szansą, w poszukiwaniu szczęścia, to niezbyt wysoko możesz mierzyć, a zazwyczaj
zostajesz bez litości błyskawicznie pozbawiony jakichkolwiek złudzeń. Mocno psychodeliczny to obraz, szczególnie w tych fragmentach
gdzie Schlesinger karmi widza szaleńczo montowanymi fragmentami wspomnień z
dzieciństwa pierwszoplanowego cowboya - retrospekcjami będącymi w istocie powracającymi tajemniczymi koszmarami. Z zapadającymi szczególnie w pamięć rolami Jona Voighta i Dustina Hoffmana oraz wykorzystaniem w tle melodyjnie pogodnej i lirycznie melancholijnej piosenki Harry'ego Wilsona oraz charakterystycznego muzycznego motywu przewodniego, przywróconego w nowej aranżacji pamięci przez Faith No More w 1992
roku na albumie Angel Dust. Na pozór Midnight Cowboy to bezduszne spojrzenie na kontrowersyjne zjawisko, w
rzeczywistości w przekonaniu reżysera obraz był nie tylko w założeniu opowieścią o nadziei i przyjaźni w gęstych oparach szczerego realizmu i zapewne nawet dla jego twórcy przed pięćdziesięciu laty został
zaskakująco szczodrze nominowany i nagrodzony podczas gali oscarowej, stając się obiektywnie, bez względu na zdobyte laury jednym z największych dzieł reżysera kultowego Maratończyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz