piątek, 6 marca 2020

Richard Jewell (2019) - Clint Eastwood




Jeśli nawet obecnie Eastwood nie robi już filmów tak ekscytujących jak niegdyś (szczególnie jak to pod koniec starego i na początku nowego millenium bywało), to nie znaczy, że nie kręci starannie przemyślanego, w naturalny sposób staroświeckiego, lecz wciąż wciągającego kina. Już sama historia którą tutaj z zaangażowaniem na ekran przenosi broni się doskonale, a dodatkowo jest kapitalnie zagrana. Wymienię teraz w kolejności od największego wrażenia na mnie wywartego – naturszczykowaty i mnie akurat nieznany z nazwiska aktor kreujący postać bohatera tytułowego, z półki gwiazd pierwszej jasności natomiast jako prawnik Jewella wszędobylski obecnie i zawsze wyrazisty Sam Rockwell, pyskata i dziko seksowna dziennikarka w osobie Oliwii Wilde, ponadto pod wymagania dość topornej aparycji w roli agenta federalnego idealnie obsadzony John Hamm oraz bezdyskusyjnie Kathy Bates, fantastycznie grająca matkę Richarda (na zawsze niezapomniana Annie Wilkes z głośnej adaptacji prozy Stephena Kinga). Pod względem aktorskim bezdyskusyjnie prima sort - zakładam bez naiwnego błądzenia, że również w dużej mierze dzięki klasie reżyserskiej i osobowości Eastwooda, który impetem charyzmy i siłą doświadczenia potrafi wydobyć z aktora najlepsze charakterystyczne cechy i warsztat wysokiej jakości. Myślę poza tym, iż opowiedzieć ciekawie historię, która u podstawy niczym nie zaskakuje, bowiem ogólnie jej kolejne etapy dla każdego kto zechce przewertować internet znane, to sztuka spora i tak jak kilka lat wstecz zrobił to z sukcesem Eastwood w przypadku doświadczeń z aparatem państwowym pilota lądującego na rzece Hudson, tak również wspaniale to uczynił w tym przypadku. Tym tropem kulisy newralgicznego momentu z życia anonimowego Richarda Jewella, który dzięki osobistemu zafiksowaniu i posiadaniu w praktyce wykorzystanej intuicji, z "nieocenioną" pomocą manipulacyjnych praktyk służb federalnych i mediów przeszedł krętą drogę przez piekło fałszywych oskarżeń od bohatera do podejrzanego (i na szczęście z powrotem) nie sieją nudy. W sumie dzięki zapałowi Eastwooda doświadczamy więcej niż solidnie nakręconej, w istocie tragikomicznie przygnębiającej historii człowieka z cienia. Człowieka z tajemnicą i o podejrzanym dla służb profilu, człowieka pozornie niezbyt rozgarniętego o powierzchowności flegmatycznego grubasa, a całkiem bystrym umyśle i ze skrywanymi niewygórowanymi ambicjami, bez większych jednak szans na realizację tych małych marzeń. Historii w tej postaci bezapelacyjnie godnej gorącego polecenia nie tylko miłośnikom eastwoodowskiego kina.

P.S. Byłem pewien, że po Przemytniku Eastwood odejdzie na zasłużoną emeryturę, której ani wtedy, ani tym bardziej teraz nie mam odwagi mu zasugerować. Kręć amerykańska ikono ile się da i jak długo się da. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj