Dość opornie wchodziłem w ten klimat i już zakładałem, że w podsumowaniu napiszę, iż Siedmiu
psychopatów, to nic szczególnego, ale i też żadne nieszczególne nic, kiedy tak
od więcej niż połowy filmu zacząłem wkręcać się w tą pokręconą historię konsekwentnie,
aż prawie po uszy wpadając w intrygującą narrację. Przyznaję iż Martin McDonagh sięgnął
po ciekawy scenariusz, zarazem będący dość karkołomną próbą stworzenia
kina za wszelką cenę oryginalnego. Zapewne wielu mądrzejszych ode mnie
zauważyło w nim posiłkowanie się stylistyką Quentina Tarantino, bądź Guya
Richie’go – równie wielu też zarzuci mu kombinowanie na siłę kosztem czytelnego
przekazu. Jednak wyczuwając powyższe wpływy i tendencję do przesady, nie można
odmówić mu posmaku czegoś wyjątkowo smakowitego, bo frapującego i z własnym
autorskim sznytem. Bowiem z perspektywy ostatniego, jak najbardziej zasadnego
sukcesu McDonagha za sprawą (szukam jednego i oddającego genialność produkcji
przymiotnika…:)) FENOMENALNYCH Trzech billboardów za Ebbing Missouri, czuć już w Psychopatach ten ton narracyjny i zwłaszcza tą konstrukcję złożoną i cholernie
inteligentnie zaaranżowaną historię, tylko w nieco innej, bo akurat groteskowej
konwencji. Abstrakcyjny humor, czasem tak bezpośrednio podany, iż aż wulgarny, w
filmie w którym miesza się wyobraźnia pisarza z prawdziwym życiem. Nawzajem się
one inspirują w totalnym misz maszu, w fermencie permanentnym, z każdą kolejną
sceną wyciskając z niego wartościowy sens i zazębiającą się całość z pozornego braku spójności. Fajny pomysł,
kapitalna obsada i mimo dość dużego zagmatwania pokaźną ilością postaci i
wątków, to narracyjnie przejrzyście na tyle, że nawet tak mało bystry, bo nie
zawsze odpowiednio uważny widz jak ja daje radę wydarzenia z ekranu ogarnąć. Co
jednak najbardziej dla mnie zaskakujące, to sam fakt, że takie nienaturalnie ześwirowane kino, gdzie sporo fanaberii reżyserskiej, masa absurdów i nonsensów
oraz pierdyliard dialogowych popisów na zasadzie sztuki dla sztuki wkręciło
mnie bardzo i odnalazłem w nim sens, składając z porozrzucanych klocków może i nawet
właściwą puentę. :) Puentę, która zdaje się sprowadzać do za Gandhim cytatu jednej z
postaci, iż „przez oko za oko, cały świat straciłby wzrok”. Niby
banał, ale z jaką finezją opakowany. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz