Niezwykle szlachetnie ta historia
jest tkana i tajemnica z równą jej subtelnością odkrywana. Powoli do
prawdy jesteśmy prowadzeni, lecz już od początku niemal domyśleć się można, co
Frantza i Adriena połączyło i jaki wpływ na życie Anny pojawienie się tajemniczego
francuskiego żołnierza będzie miało. Pokazuje obraz Françoisa Ozona ponadto w sugestywny sposób czym jest
wojna w wymiarze jednostkowym, bez anonimowości z pełnią brzemienia cierpienia jakie na rodzinach i pojedynczych osobach odciska. Frantz to posiadające swój urok stare
kino we współczesnym wydaniu, warsztatowo doskonałe, ale emocjonalnie zbyt
patetyczne. Piękny melodramat dla bardziej ambitnych łzawych opowieści koneserów,
którym żeby nie było nieporozumień, to akurat nie jestem. Znam nazwisko Ozona,
lecz to pierwszy film tego uznanego reżysera, który mam przyjemność zobaczyć.
Jeśli jego inne produkcje posiadają ten rodzaj subtelnej magii co Frantz, to mam
ochotę je poznać, mimo że ten sposób egzaltowanej narracji nie należy do moich
ulubionych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz