Brady jest młodym
cowboy’em, a dokładnie jest młody, a cowboy’em to był, bo co z niego za cowboy
jak na swego ulubionego rączego wierzchowca wleźć nie może, bo mu inny jeszcze
bardziej charakterny ogier na łeb nadepnął, gdy on chciał w swojej naiwności
go ujeździć - popisując się oczywiście jaki z niego chojrak żadna tam ciota, przed
innymi teksańskimi twardzielami. To tak pokrótce spróbowałem opisać czym jest rodeo jako popularny sport w tamtych stronach Ameryki oraz jakie kuku możesz sobie zrobić,
jeśli zamiast rozumu masz nawbijaną do łba potrzebę udowadniania jaki z ciebie
kozak. Na poważnie jednak to nie wiem, nie znam się, więc tej zabawy w
prawdziwych mężczyzn nie chcę krytykować, bo nie mam prawa by osądzać pasję
innych, szczególnie będąc inaczej kulturowo wychowany i z inną mentalnością w
osobowość wszczepioną. Teraz bez tej pasji chłopak gaśnie jakby mu tlen
odłączono, a do tego tuż obok jest ziomek sparaliżowany, który jak roślinka bez
wody usycha, a taki obiecujący i tryskający pewnością jeszcze chwilę temu był. Smutne,
przygnębiające, ale i poniekąd też żałosne, bo ryzyko było świadome, a
opatrzność boska okazała się w tym przypadku tylko iluzją zamknięta w przesądach, czy religijnych zaklęciach. Jest jednak też tutaj drugie dno, inna strona relacji konia z jeźdźcem.
Miłość do tych pięknych stworzeń, głęboka więź emocjonalna i poruszająca komunikacja z nimi. Piękna przyjaźń, życie dla pasji, poświęcenie i wreszcie jakby to górnolotnie nie zabrzmiało uczucie większe do zwierząt niż do ludzi. Świetny
dramat Chloé Zhao nakręciła, doskonałe niezależne kino zrobiła, w którym prawda o
obcej mi rzeczywistości każe z pokorą spoglądać i spostrzegać teksańskie, oparte o kult silnego charakteru realia. W to co widzi się na ekranie w to się wierzy bezwzględnie,
zatem nie brak mu kluczowego waloru - wiem po kontakcie z tym obrazem więcej i mam
przekonanie, że trzeba Chloé Zhao obserwować, bo rokuje babeczka znakomicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz