Urósł nam Ari Aster na zaledwie przestrzeni kilku lat do roli artysty wielce ambitnego i równie chyba popularnego, jak tylko można być hajpowanym, kiedy robi się kino trudne i intrygujące zarazem, w formule dreszczowco-horrorowatym. Tak myślę że obok Robera Eggersa (wiadomka) to z tego nurtu dwa nazwiska z fejmem ponadstandardowym i budzącym mnóstwo emocji za każdym razem, kiedy nowy tytuł zapowiadają. Tym razem sięga Aster po typa aktorskiego mega już topowego i postać z galerii sław jaka niemal na sto procent zapewnia wysokie ciśnienie u koneserów kina, często nawet bez doskonałej historii potrafiącą stworzyć ekscytującą czy przejmującą kreację. Zatem jeśli Beau się boi nie okazałoby się fenomenalne, to istnieje szansa w razie czego, że Joaquin Phoenix strzeli taki koncert, iż nominacja oscarowa gwarantowana. Sprytnie, prawda? :) Uwaga po obowiązkowym wstępie to następUJE, że poniżej grubo spekulUJE i z bezradności interpretacyjnej chyba dryfUJE w nazbyt obfite dygresje, bo to co się we łbie Astera odpierdziala, to ciężko ogarnąć na poziomie tzw. umownej definicyjnej normalności. Wszystko kręci się wokół domniemam zespołu psychoz i terapeutycznego oddziaływania, które ma w konsekwencji co najwyżej uświadomić pacjentowi z czego wynikają jego problemy, a nie pomóc realnie i kompleksowo, choć odżywają się teraz pewnie oburzone głosy, że same zrozumienie etiologii jest już ratunkiem dla osoby z problemami emocjonalnymi. Na ten poprawny politycznie slogan zaraz chóralnie odpowiadają zwolennicy tezy, iż przecenia się możliwości terapeutycznego wpływu, a jest ono niczym innym jak napędzanym terapeuty poczuciem wyższości rozgrzebywaniem traum, a nie ich łagodzeniem, czy tym bardziej ich leczeniem. Ot, sytuacja klasyczna, spięcia się ze sobą skrajnych teorii, które może i kierują i posiłkują się rożnymi filozofiami, ale w zasadzie chodzi im o skuteczność ponad kosztami, tylko w rożnym stopniu intensyfikacji, bądź ekstremalnie kiedy fachowiec (w cudzysłowie rozumiany), więcej szkód swoimi metodami praktycznymi uczyni, posiłkując się sprawną i sprawdzoną u podstaw teorią, ale kompletnie bez intuicyjnie wprowadzaną. Zna świat takich szarlatanów i zna losy ich ofiar, więc co by Pan miał mnie w swojej opiece, albo obym nigdy na głowę nie upadł by zaryzykować zdrowie i ciężko zarobione pieniądze zainwestować w tak karkołomny interes. Wracając jednak (prawdę mówiąc w końcu kierując się) do meritum, to sprężyną jest u Astera farmakologia i pewien stan wywołany przez tajemniczy środek oraz pewne (ekstremalnie osobliwe) otoczenie, czyli między innymi świat ludzi zombie, trwających w koszmarze swoich psychicznych aberracji. Agresja z frustracji, czy z bezradności depresyjne stany - problemy też komunikacyjne, różnice dyspozycji psychicznych, cech osobowościowych i niezrozumienie intencji często po prostu fundamentalne, czyli życie w mniejszym lub większym stopniu nasze powszednie. Lęki, lęki, lęki! Psychozy lękowe i wszystko co z nimi współistnieje, więc obowiązkowo komplet zmiennych utrzymujących je w doskonałej formie, aby człowieka pognębić optymalnie. Technicznie natomiast mnóstwo smaczków i precyzji wykonawczej, zatem jest możliwość artyzmem warsztatowym się zachwycić, bo klimat wygenerowany przez speców, a przepuszczony przez filtr kontroli kierownika zamieszania o poziomie mistrzowskim. Oczu miłe te animacje i tekturowe scenografie, ale efekty graficzne co niektóre nawet bardziej niż z lekka przerysowane. Ponadto całkiem poryta, nieźle zeschizowana galeria postaci i sytuacji, jakby koktajl z mnóstwa składników zblendowanych niestarannie, bo przeżuwając wyczuć kawałki można i masa homogeniczna z tego nie powstała, a w zakresie treści jeszcze przemycone do poukrywania metafory, odnośniki do kontekstów i interpretacyjne pętle bez jasnych sugestii. Traumy z dzieciństwa w megalomańskim artystycznym tonie przepracowywane, więc teoretycznie to nie mogło się spójnie i przez bite 3 godziny angażująco udać i chyba tylko połowicznie się udało dobijając do poziomu rozbudowanej niestety farsy - groteskowo rozbudowanej psychoanalizy nie lada cholera niejakiej. Koniec komentarza! Teraz się boję zaprosić do dyskusji, także o konsekwencjach tego filmowego przebodźcowania. :)
P.S. Nienawidzę tego właściwego plakatu i nie zawaham się go tutaj z tego powodu nie użyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz