Takiego pomysłu odległego od klasycznie kostiumowego, to pod względem odwagi chyba do momentu
właśnie kiedy Sofia Coppola zdecydowała się pomocować z
konwenansami gatunku i nakręcić obraz tłustym drukiem ośmieszający
absurdalność ceremoniałów epoki i wyniosłość klas najwyższych (uprzywilejowanych do porzygania), to (poprawcie mnie) nie było.
Wyszło niezgorsza, gdy wybaczy się scenariuszowy chaos i
postawienie w zdecydowanym stopniu bardziej na śmieszno-straszne
wyliczanie tychże przywar szlachetnie urodzonych, niżby z
fascynującego w wielu wymiarach materiału historycznego zmontować epicką historię, choć mimo wszystko podszyte dramatyzmem sytuacji
chichoty z przesady zepsucia też potrafią wciągnąć i nie tylko
wprost bawić tak mocno, że poziom wyrozumiałości we mnie wzrasta,
bo mówić o Marii Antoninie jako o dziele wyjątkowym nie ma mowy
kiedy (i tu dwie kluczowe uwagi), to co kiedyś zrobił Kubrick w
Barrym Lyndonie i ostatnio Lánthimos w Faworycie siedzi w człowieku
i krzyczy, no litości - z czym Sofio do ludzi. ;) Niemniej jednak za
te wszystkie detale (kostiumy i scenografie, prace speców od
technicznych działań), za te wszystkie fundamenty (warsztat
aktorski fachowy się mi nisko kłania) oraz za brawurę w przełamywaniu gatunkowego tabu, dodając
sporo współczesności (zabieg z nutą to chyba nie wszystko) i
skutecznie przekonując że wiele lat minęło, ale niewiele w sumie
się w sferach celebryckich zmieniło - za to szacuneczek. Tym
bardziej trzeba docenić moje ciepłe słowa, gdy może nazbyt często
patrzę na reżyserskie objawienia córki wielkiego, lecz często reżysersko nierównego Francisa dość zdystansowanym okiem. Jest też przecież
druga strona tego groteskowego filmowego medalu - postać samej królowej Francji, jej
tragiczny los i nieco odczarowywanie jej dość czarnej legendy,
zapewne z mnóstwem przypisanych jej w ataku nienawiści przywar.
Podsumowując krótko - trzy czwarte filmu Sofii Coppoli to dworskie
rozpasanie kontra nędza plebsu w domyśle i w podtekście, a na koniec
po prostu koniec jakiego faktycznie nie trzeba było pokazywać, by
wiedzieć jak historia się z austriacką księżniczką obeszła. Słaby zbieg okoliczności, poniekąd trochę jej wina że sobie zasłużyła, bo fakt była na wiele spraw ślepa czy lekko prowokacyjna lub po prostu taki jej pisany los, że znalazła się we Francji w
złym czasie - na stracenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz