Matt Pike lider High on Fire
opowiadając o ramach gatunkowych w jakich porusza się jego formacja twierdzi,
że to mikstura wszystkiego co da się wcisnąć pomiędzy thrash, a hardcore/punk,
pomiędzy doom, a blues. Kimże ja jestem by polemizować z analizą głównego
kierownika zamieszania, szczególnie, że ona z mojego punktu widzenia po prawdzie adekwatna
do rzeczywistości. :) Na cholerę też szufladkować, rozbudowane wnioskowania
uskuteczniać, cenny czas na tą czynność tracąc, kiedy większa przyjemność z
czerpania radochy z obcowania z muzyką bez konieczności czynienia
intelektualnych wygibasów, by ktoś tam nie w temacie bez osłuchania z albumami "pi razy drzwi" wiedział co tam ci Amerykanie łupią. Jakby jednak ktoś się uparł,
że pisząc o muzyce należy choćby generalnie i bez detali zaakcentować "z czym się
je" opisywane granie, to napisałbym na najwyższym poziomie ogólności że to
twarde napierdalanie, gdzie w żelaznym uścisku trwają grzmocące riffy i chłoszczące
rytmy. Surowizna, krew, pot i testosteron bez pierdół i udziwnień uwagę odciągających
od rdzenia. Tutaj maestria zostaje sprowadzona do intensywnej esencji, a
skromne środki stylistyczne paradoksalnie odwołują się do całej masy inspiracji
płynących wartkim strumieniem ze źródeł ciężkiej i brutalnej rockowo-metalowej
estetyki. One w jednym monolicie w zwartej bryle która emanuje mocą potężnego
rażenia z brzmieniem masywnym o stopniu szorstkości znacznym. Jest groove
bujający uskuteczniany i miazga konkretna czyniona, jest i owszem chwytliwość w
wersji brutalnej także przemycana. Tym o to sposobem w pułapkę wpadłem! Chcąc
uniknąć etykietowania rozbudowaną metkę ze szczegółowym składem im
przyszyłem. Na koniec dodam, że to
wszystko co powyżej w wypocinach autora tekstu zawarte na Luminiferous w
jakości Q zagrane, udowadniające, że załoga weterana Pike'a wciąż poziom wysoki
utrzymuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz