czwartek, 25 września 2025

Fish Tank (2009) - Andrea Arnold

 

Śpiewne FUCK OFF z tym angielskim nieco patusowym akcentem, na każdym końcu, początku i w środku niemalże zdania - w bardzo udanym, podobnym tematycznie, rodzaju preludium do tegorocznego u nas, a zeszłorocznego w krajach które szybciej dostają premiery Birda. Opowieść o jeBanym późnym dzieciństwie w zjeBanym słabym otoczeniu, które jest zarazem środowiskiem naturalnie przyjaznym, w surowym, hartującym stopniu, jak i otoczeniem przeklętym, w stopniu odbierającym temu dzieciństwu właśnie atrybuty normalnego płynnego dorastania. Te „gówniary” (siostry przede wszystkim) grają tutaj fantastycznie, bowiem w sumie nie grają, a są chyba po prostu sobą - ale ja nie wiem czy to naturszczykowe zjawiska. Wiem na pewno, że nie spodziewałem się pośród obsady, już nie wschodzącej, a jak mniemam pełnokrwistej wówczas gwiazdorskiej postaci Fassbendera. Jego samego, w surowym, społecznym komentarzu i dosadnym, zatem artystycznie ascetycznym obrazie o wymagającym dojrzewaniu wybuchowej smarkuli przy niedojrzałej matce. Nawijce o lekcji adolescencji i przyśpieszonego dorastania, ze sznytem sentymentalnym i z empatią odkrywającej pod zbroją z opryskliwości zwyczajne słabości. O bohaterkach w słabej wzajemnej relacji, które (okazuje się), iż obie w rękach Fassbendera, nieodporne są na jego chłopięcy urok - prawda że godna potępienia sytuacja? Nie oczekiwałem w tym kierunku rozwiniętej narracji i tego że ten myk w scenariuszu spowoduje ekstremalnie fatalne komplikacje i nieomal ich tragiczne konsekwencje. Zakładałem inne scenariusze - skupienie na ucieczce w pasję i niewiary w siebie, przy pozornej smarkatej bezczelności przełamywaniu. Może dlatego nie do końca wiem jak intencje reżyserki ugryźć i czuje się po seansie, bez względu jak dobrze była ta historia zrealizowana, jako facet nieswojo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj