Wniosek
jeden podstawowo-kluczowy mam, że figura reżysera często przesądza
o efekcie bardziej niż potencjalne umiejętności aktorskie obsady,
czy scenariuszowa wyobraźnia człowieka który wstęp, rozwinięcie,
kulminację i zakończenie historii wymyślił, bądź obrobił taką
opowieść na faktach autentycznych opartą. To w zasadzie wiem od
dawna i tylko utwierdziłem się sobotnim wieczorem w owym oczywistym
przekonaniu. Jakub Michaluczuk za stery współczesnej reinkarnacji
czegoś w rodzaju archetypicznego Koga-Mogla powrócił i udanie
trójkę nakręciwszy kontruje tym razem przy okazji dwójki lekko
strywializowaną i niekoniecznie za drugim podejściem firmowanym
nazwiskiem niejakiej Kaliny Alabrudzińskiej naprawdę zabawną
serię. Na krześle reżyserskim wymieniony, natomiast dla
potwierdzenia mojej powyższej tezy, odpowiedzialny za scenariusz za
każdym razem ten sam człowiek, a efekty tak jakościowo twierdzę
z własnym przekonaniem do siebie niespasowane. Bowiem dwójka mnie
generalnie zawstydziła nieporadnością przecież teoretycznie
znakomitej obsady, a teraz zmów wszyscy grają zasadniczo jak z nut,
a dokładnie pisząc - Dorociński po swojemu z manierą jak zawsze
przewidywalną, Woronowicz w komediowym fachu pośród współczesnych
w średnim wieku niedościgniony, ale numerem jeden wspólnie
fantastyczna mimicznie Ostaszewska i genialna, nerwem napędzana
Kuna. Ponownie Michalczuk wykorzystał pomysł na połączenie
rodzimej komedii o tradycyjnym rodowodzie z
nowoczesną/niestandardową oprawą muzyczną (za tą perkusję jestem od razu skłonny dodawać punkciki), kreując na ekranie
poważną można rzec komedię, płynnie przemykającą od łez
śmiechu znaczy, do łez refleksji o relacjach z poziomu uczuciowego,
gdzie wiek dojrzały, lata wspólne i rozbicie marzeń o mur
rzeczywistości oraz pragnień, powodują
serię decyzji i konsekwencji gorzko-zabawnych. Dużo bimbru w kadrze
i czarnego, ironicznego humoru ilość idealna, bowiem konfrontacja
kobiecego bezczelnego zaścianka i wielkomiejskiej przemądrzałej
arogancji, inaczej (gdyby obniżać nastrój subiektywnej oceny)
wartościowej tradycji i otwierającej perspektywy doskonalące
postępowości, to naturalnie kawał znakomitego materiału na
przednią farsę. Świetne, nieprzeforsowywane gagi/teksty, jakie w
porównaniu z poprzednią odsłoną nie wywołują ani razu miny
zażenowania, bo myślę powracający reżyser nie tylko zadbał o
równowagę pomiędzy szlachetnie klasyczną komedią, a posiadającym
walory refleksyjne i identyfikacyjne dramatem, ale i też on i
scenarzysta (w tej wspólnej konstelacji) bardziej rozumieją detale
polskiej mentalności, tak tej prowincji jak i loftów. Tym
razem wszystko fajnie gra, bo przede wszystkim zakładam (piję do
wstępu), że Michalczuk wychwytywał na bieżąco i nie dopuszczał
do przeoczenia żenady - tego wszystkiego lipnego, czym Alabrudzińska
dwójkę ku mojemu wyraźnie manifestowanemu niezadowoleniu
nasyciła.
niedziela, 14 września 2025
Teściowie 3 (2025) - Jakub Michalczuk
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz