sobota, 13 września 2025

Trzy miłości (2025) - Łukasz Grzegorzek

 

Szpieguś i dilerek - po stronie męskich postaci. Prawnik czynny i prawnik studencik oraz ona - dla obydwóch samców atrakcyjna w średnim wieku samiczka. Niecodzienny (zaraz wyjaśnię „łaj”) trójkąt miłosny, w którym jeden typek posiada powab, a drugi zawodową karierę i kasiorkę. Jeden ma młodzieńczą naiwną bezczelną swobodę, drugi zgryzotę przez porzucenie i zgorzknienie wieku średniego. Jeden zdobywa status jej chłopaka, mimo iż jest z zamiłowania bodaj chłopcem do towarzystwa, a drugi nie potrafi się pogodzić że będąc onegdaj jej mężem, dziś stracił jej nie tylko zainteresowanie. W jednym się zabujała, w drugim widzi jedynie żałosne resztki męskiej godności, zatem chyba to całkiem poważna baza dla całkiem poważnie intrygującej gierki uczuciami trzeba przyznać. Szczególnie gdy dodać, iż magnetyzm cielesny, to w tej okoliczności nie tylko własność relacji pomiędzy płciami przeciwnymi. Tutaj dzieje się jeszcze więcej na poziomie pokusy podniecenia, ponad sporej ilości scen fizycznego łaknienia - łaknienia odnoszącego się do posiadania ciała partnera pragnienia. Rozgrywka psychologiczna na wysokim poziomie zintensyfikowania, w odważnej koncepcji reżyserskiej, nie całkiem chyba na serio (piszą, a ja teraz doczytuję że to świadomy pastisz) kina erotycznego, w dramatyczno-thrillerowej odsłonie. Nowocześnie wykadrowana, ze świetną muzyką i tylko aktorstwo nie porywa momentami, mimo iż scenariusz może absorbować, a postaci ciekawie skonstruowane i zaskakująco w finale między nimi relacji klamra spięte. Kropkę stawiając, dodam jeszcze, iż jestem totalnie nieodporny obecnie na kino, w którym współczesna nasza nocna stolica z tła aspiruje wręcz do roli równorzędnej samej historii. Odjeżdżałem w tym warszawskim kontekście powabu do niedawnej Światłoczułej i Piosenek o miłości - mimo że wszystko prócz uczuć i stolicy tonącej w przygaszonych światłach te produkcje od rzeczonej różni. Różni i czyni w oczywisty sposób bardziej przez ze mnie jednoznacznie jako świetne, wciągające i identyfikujące kino odczuwane. Z „trzema” się nie zszyłem, ale „trzech” też nie powiem abym z masochistyczną przyjemnością nie wciągnął. Sam pozostając do końca na pełnej pustych ciemnoczerwonych foteli sali - mimo że seans rozpoczynałem w oddalonym o kilka rzędów obcym towarzystwie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj