poniedziałek, 29 maja 2017

O Brother, Where Art Thou? / Bracie, gdzie jesteś? (2000) - Joel Coen




Porcięta na szelkach królują (to chyba jednak nie to samo co ogrodniczki?), człowiecze osobliwości poczynaniami zadziwiają, przerysowany amerykański akcent z południa bawi i historyczne postaci w tle smaczku dodają. Wizualnie to jest bomba, wrażenie robi kapitalna kolorystyka nawiązująca klimatem do czarno-białej konwencji, ale nie rezygnująca z wyrazistych barw w piaskowych odcieniach. Aktorsko jest wyśmienicie, bez wyjątków, wszyscy razem i każdy z osobna popis daje. Widać, że to ręce i oczy braci Coenów za projektem stoją, bo aktorska śmietanka do najwyższych warsztatowo lotów zainspirowana, zaś w treści masa ironii i humoru, a pod rozrywkową powierzchnią skryte nawiązania do klasycznej "Odysei" Homera. Tyle, że jak kultem otaczam kino Coenów, które w tle groteskowy żart kamufluje, a w pierwszym rzędzie stawia mocną treść (Fargo, No Country for Old Men, True Grit, Barton Fink), ewentualnie w nostalgicznym tonie balladę serwuje (Inside Llewyn Davis, A Serious Man), tak w pełni nie mogę docenić tych ich tytułów, które aspirują do miana kultowych rozśmieszaczy. Zakładam, że pomimo, iż wszyscy oficjalnie przed nimi klękają to w rzeczywistości takich jak ja nieprzekonanych jest wielu.

P.S. Mimo wszystko warto, nawet jeśli wyłącznie dla dwóch odsłon Man of Constant Sorrow.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj