Się jednak wybrałem, mimo że się wzbraniałem ze względu na dość nierówną, a obecnie nastawioną reżyserską Soderbergha formę wyłącznie na poprawne realizacyjnie rzemiosło. Przekonała mnie zarazem entuzjastyczna promocja radiowa, jak i okoliczności które mogłem wypełnić seansem bezkolizyjnym w stosunku do bieżących obowiązków. Żałuje jednak iż kroczyłem do Multiplexu w dniu tak oczywistym jak niedziela, na film o tak oczywistym i magnetycznym tytule jak Szpiedzy, bowiem mądrość płynąca z doświadczenia i rad księgowych dystrybutora, nakazała jemu zamiast tytułu oryginalnego, na opakowanie produkcji w tytuł z rodzaju w pierwszej kolejności przez przypadkowego „niedzielnego” widza wybieralnego. Stąd oprócz projekcji na ekranie obijały się o moje uszy komentarze projektowane przez widza mocno zaangażowanego w odkrywanie tajemnicy ekranowej, co może w teorii uśmiech wywołać, a w praktyce to jednak irytować w stopniu prowokującym do użycia przynajmniej pod nosem słów z lekka dosadnie (to się nie wyklucza) wskazujących wyjście. Przetrwałem jednak, w zarodku irytacyjną złość zdusiłem i na koniec seansu bardziej jednak byłem rozczarowany do bólu poprawną robotą reżysera, niż ochotą człowieka od „komentarzy” do pomocy wcielającemu się w rolę współczesnego Sherlocka Holmesa, Michaelowi Fassbenderowi. Holmesa w mega nowoczesnym, a może z mojej perspektywy skromniej znajomości dzisiejszej technologii, Holmesa niemal futurystycznego. Metodycznego szpiega/detektywa z przeszłością w dodatku, która zrodziła obsesję w kwestii kłamstwa i lojalności, wokół którego postaci skrojona została międzynarodowa intryga parateatralna zagrażająca światu, jak się okazało w miarę angażująca, ale jednak sprzedana mi bez większej dramaturgii, raczej na płasko emocjonalnie, więc i bez entuzjastycznego szału - jasno to myślę od początku wyrażam. Bardzo przyzwoicie ale bez większego wyrazu, teatralnie i mega na chłodzie, aktorsko fakt znakomicie i trochę też z poczuciem humoru, żeby nie było już totalnie na wbitego w doskonale skrojony garnitur sztywniaka. Wizualnie perfekcja - przyznaję! Niewiele jednak ponadto! Trochę na bogato i trochę bida, bowiem w sposób dopracowany, a jednocześnie smutnie sterylny uczuciowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz