Po raz nasty daje do
zrozumienia, że mam bzika na punkcie wszelakich biografii postaci ze świata
sztuki, szerzej spoglądając ogólnie rozrywki. Filmowa biografia to gatunek,
który przyjmuje wbrew rozsądkowi niemal bezkrytycznie, jednocześnie wybaczając
ich twórcą często nazbyt wiele, lecz z drugiej strony podążając pod rękę z
logiką i doświadczeniem, oglądając mnóstwo tego rodzaju kinowego stuffu, mam
też swoje wymagania, które potężnymi standardami są podyktowane. Taką więc wysoko
postawioną poprzeczkę stawiam i bez koniecznej konsekwencji finalnie przymykam
oczy, bo zwyczajnie słabość moja wobec gatunku większa i w tej walce serca z
rozumem zwycięska. :) W przypadku jednak filmu nazwiskiem tak wybitnego
reżysera sygnowanego nie muszę niczego wybaczać, bo i naturalnie czego czepiać
się nie mam. Stawiam zatem w moim "maksymalnie subiektywnym" rankingu ocenę
najwyższą i nie czuję, iż ona zawyżona, bo akurat podyktowana słabością. Bawiłem się
podczas seansu wyśmienicie obserwując genialną role Woody Harrelsona, rozczytując fantastycznie choć bez większych fajerwerków skonstruowany scenariusz,
przełożony wybornie ręką mistrza na filmowy obraz. Trochę się pośmiałem,
odrobinę zadumałem i kilka mniej lub bardziej oczywistych refleksji wysnułem.
Mam bowiem z perspektywy czasu, pewnie także ze względu na sentyment do lat kiedy odpowiednio świadomie kino zacząłem odkrywać wrażenie, iż te głośne,
wielkie filmy z lat dziewięćdziesiątych, posiadają tą idealnie wyważoną strukturę, w
której sama rozrywka w postaci atrakcyjnej zabawy, traktowana jest tak samo
priorytetowo jako wartość intelektualna, duchowa i emocjonalna. Ten idealny
balans, ta harmonia i równowaga, to też atut biografii Larry’ego Flynta, filmu
który będąc w swej wymowie głębokim dramatem, nie popada dzięki rozrywkowemu
wentylowi w pretensjonalny moralitet, skądinąd nie pochwalając również
prezentowanego w tej historii totalnego życia na krawędzi.
P.S. Sam Larry to jest
jednak kozak nieprzeciętny, bo oto nic skurwiela nie złamało (kalectwo,
dragi, szpital psychiatryczny) - typ bezkompromisowy, który w czasach erupcji telewizyjnej rozrywki
spod znaku skrajności od nawiedzonego kaznodziejstwa, po erotyczne rozpasanie,
wykorzystał ich pozorne zwarcie dzięki wyłuskaniu oczywistego wspólnego
mianownika. Kasa jedną i drugą branżę z sukcesem napędzała, w kontekście show o charakterze
religijnego, politycznego, czy jawnie hedonistycznego spektaklu dla mas. Walki
o kasę pod przykrywką przekonań, wojny o miejsce przy pańskim stole i sławę - na całego z rozmachem. Taki sceniczni drapieżnik jak
Larry doskonale czując tą branże czerpał z niej pasjami energię podkręcając nią zainteresowanie i zbijając na niej kokosy. Seks jest legalny, kręci i da się na nim
zarobić, więc i wszystkie demagogiczne argumenty przeciw seks branży można
sobie wsadzić… głęboko. Konserwatyści, puryści i inni prawi wznoszący okrzyki
oburzenia, podnoszący histeryczne larum stoją z tego punktu widzenia na straconej pozycji. Ich krzyki nie pomogą, gdyż zazwyczaj przesiąknięte
są tak często hipokryzją, którą jak się okazuje nie trudno obnażyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz