poniedziałek, 30 lipca 2018

Death Breath - Stinking Up the Night (2006)




Co jest ostatnio z tym gościem? :) Rzecz jasna mam Nicke Anderssona na myśli i fakt, iż jak tylko jakiś kolejny doskonały projekt rozkręci, to zaraz (patrz Death Breath) lub po kilku zaledwie krążkach (The Hellacopters) działania swoje w nich zarzuca na rzecz następnych pomysłów, które niewiele od tych porzuconych stylistycznie w zasadzie się nie różnią (The Hellacopters do Imperial State Electric, Lucifer). To tylko kropla w morzu tego, czego muzycznie dokonał - dwa przykłady które oczywiście nie oddają w pełni jego zasług i są jedynie na potrzeby tego tekstu przytoczonymi dowodami, z którymi mnie akurat bardzo po drodze. Żałuję ogromnie, że nie rzeźbi już tego archaicznego szwedzkiego death metalu, który z takim powodzeniem grał ponad ćwierć wieku temu (Nihilist, Entombed) i zaledwie jeszcze przed dekadą (właśnie Death Breath). A może ja wszystkiego nie wiem, gdzieś straciłem go zbytnio z oczu i nie posiadam bieżącej wiedzy? Tak czy inaczej longplay Death Breath powstał tylko jeden i to jest kurwa totalna w moim przekonaniu dla sceny strata. Wiem że w składzie prócz Nicke terminują/terminowały i inne mniej, czasem bardziej znane persony szeroko pojmowanego death metalu, ale to Nicke jest w tym układzie personalnym inicjatorem i szefem, zatem z nim wiążę ewentualne nadzieje na przyszłe granie i na niego zrzucam winy za obecne milczenie. Może nie powinienem liczyć na więcej i traktować ten nostalgiczny powrót do surowego napierdalania już od startu jako jednorazowy wyskok. Ale gdzieś ponad racją zdroworozsądkową siedziała we mnie wiara, od premiery suplementu do Stinking Up the Night w postaci mini Let In Stink z każdym kolejnym rokiem systematycznie umierająca. Dzisiaj ona nikła, lecz także niepozbawiona ostatecznego nie, przez wzgląd na energetyczne usposobienie Anderssona, który na dupsku usiedzieć nie potrafi i ciągle swoimi decyzjami ferment pobudza. W takim układzie może kiedyś, w nieznanej przyszłości usłyszę jeszcze wściekłe growle, rzężące wiosła i siarczyste bębnów kanonady w gęstym sosie oldschoolowego, śmierdzącego zatęchłą piwnicą brzmienia. Może Nicke zatęskni znów za muzyką kojarzącą się z klasycznymi krwistymi horrorami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj