sobota, 12 kwietnia 2025

Radiohead - OK Computer (1997)

 

Dzień dobry popołudniu, informuję (zauważam bardziej), iż od premiery ostatniej studyjnej płyty melancholijnych wyspiarzy minie za około miesiąc bez już okładu, lat dziewięć i będzie to dziewiąta rocznica mojego niespełnionego do dzisiaj postanowienia dotyczącego zgłębienia tychże wyspiarskich smutasów dokonań. Tak się właśnie ma czas od wydania A Moon Shaped Pool do mnie, a że jest jeszcze i wciąż żywe w mojej świadomości skojarzenie, iż kiedy moja topkowa Anathema skręcała w progresję i elektronikę, to tak sama podkreślała inspirację Pink Floydami jak i akuratnie wymieniała pośród głównych sprężyn motywacyjnych dorobek Radiohead, to ja ju wówczas podejmowałem próby dotarcia do fenomenu grupy współtworzonej, współzarządzanej przez Thoma Yorke'a. Wówczas próby raczej nieudanej, jeśli za kryterium sukcesu uznać zbudowanie przywiązania do nazwy i nazwy nuty, ale teraz w cholerę lat później, kiedy raz jestem dokładnie w fazie odkurzania starego i do starego nieokiełznanego się wgryzania (Portishead, Massive Attack, Smashing Pumpkins przede wszystkim) wydaje się iż będzie tak łatwiej, jak efektywniej. Posiadam na wyciągnięcie ręki to przekonanie, gdyż zacząłem sobie coraz bardziej detalicznie w głowie dzielić i składać OK Computer i kiedy zasysam do wnętrza wątki takie kompozycyjne jak w Subterranean Homesick Alien, to nie tylko one w jasny sposób moje myśli przyjemnie wysyłają w stronę rzeczonej Anathemy, ale poczułem iż w tej muzyce mocno rezonuje, współrezonuje wzajemna chyba inspiracja odpowiedzialnych za pisanie kawałków Radiohead i daleko nie szukając także Porcupine Tree. Zatem chcę powiedzieć, iż powiązałem sobie na potrzeby subiektywnej refleksji osoby Stevena Wilsona i Yorke'a oraz bodaj Jonny'ego Greenwooda - biorąc pełna za ten myk odpowiedzialność. Powiązałem bo pomimo iż prawie kompletny każdy laik zauważy różnicę gatunkowo-stylistyczną, to duch twórczy w tych dwóch ekipach jest wspólny, więc czemu aby miałbym udawać, że go nie wyczuwam. Porcupine Tree zasysnąłem swego dość odległego czasu na pełnej na wysokości In Absentia, natomiast Radiohead nadal w moje łaski dopiero się próbuje za moją zgodą wciskać i nawet jeśli gdzieś jeszcze echa moich zapewne niesprawiedliwych opinii sugerujących (pretensjonalny, nudny zespół) pobrzmiewają, to znacznie bliżej mi dzisiaj do stwierdzania w towarzystwie, że Radiohead (przynajmniej na OK Computer) jest tak na poziomie dźwiękowym jak i koncepcyjnym całkiem intrygujący. Emocjonalny jak najbardziej, psychodeliczny w elektronicznej powłoce bardzo, paranoiczny nie trudno poczuć, wywrotowy jak na ówczesne trendy i wcześniejszy kierunek grupy a jakże, koncepcyjny należy uszanować, proroczy raczej bez dyskusji, gorzki obowiązkowo i dla równowagi bez histerii w ocenie funkcji technologii we współczesnym i przyszłym świecie wyważony. Jest też dla mnie nadal niezgłębiony właściwie - ale przyciągający jest. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj